Odmawianie bez wyrzutów sumienia – czyli o prawach asertywności

Masz prawo powiedzieć „nie” bez poczucia winy. Masz prawo do zmiany zdania. Masz prawo nie wyjaśniać czy nie usprawiedliwiać swoich zachowań i nie brać odpowiedzialności za problemy innych. Masz wiele praw. Ale czy z nich korzystasz?

 

W moje ręce trafiła niedawno kartka ze spisem 27 praw asertywności. Dokonałam dzięki niej kilku odkryć. Wiem, że są ludzie, dla których stwierdzenia typu:  „Masz prawo do własnego zdania, uczuć, emocji i ich wyrażania” są oczywistą oczywistością. Zazdroszczę im trochę. Bo to oznacza, że nie kładli sobie przez długie lata do łba, że coś muszą, że powinni, że nie mogą jakoś się zachować, że nie wypada. Nie próbują być mili czy opanowani za wszelką cenę, nie obawiają się, że gdy pokażą rogi to trafi ich grom z jasnego nieba.

Nie wiem gdzie byłam jak Bozia rozdawała asertywność. Pewnie stałam w kolejce po uda.

Najtrudniej przychodzi mi zaakceptować moje prawa do sprzeciwienia się komuś, powiedzenia, że czegoś dla niego nie zrobię, i to bez gęstego tłumaczenia się. Wytłumaczenie się z tego mojego „nie” postrzegałam chyba jako wbudowane w mój kod genetyczny. I to nie byle wymówkami, czy moimi osobistymi powodami, ale czymś naprawdę  r a c j o n a l n y m, sensownym.

Zwłaszcza gdy na kimś mi zależy, nie umiem po prostu powiedzieć: „Wiesz co, stary? Nie chcę tego zrobić. Po prostu nie”. No bo przecież to takie nie fair! Zostawiam kogoś z niczym, nie bawię się z nim, nie robię tego, co on chce, nie oddam mu przysługi, odmawiam, więc muszę mieć solidny argument, nieprawdaż?

I tu zaczynał się problem, który doprowadzał do tego, że po krótkiej rozmowie robiłam jednak to, czego nie chcę. Bo są tacy, którzy popatrzą ci w oczy i zrozumieją, że „nie” oznacza „nie”. A inni będą drążyć.

Ale dlaczego? Ale naprawdę? Ale przecież to żaden powód. No ale weeeeeź, przecież to dla ciebie prościzna. Zajmie ci chwilę. Przecież umiesz. Przecież dasz radę. Ale to, co mówisz, nie ma sensu.

I znowu, jedni podrążą zbywając 2-3 twoje argumenty, inni są gotowi na istny ultramaraton słownego ping-ponga. W końcu zaczynasz wyciągać z najgłębszych czeluści już jakieś naprawdę bezsensowne argumenty i jeszcze masz do siebie pretensję, że zaczynasz gadać takie głupoty. W końcu słuchasz siebie, myślisz: „Kurde, to rzeczywiście nie ma sensu. No dobra. Zrobię to. Nie chcę, k*rwa, ale mam już dosyć tej gadki i tego, że robię z siebie debila”. I nie tylko robisz to, czego nie chciałeś, ale i zaczynasz mieć o sobie marne zdanie. A to już tylko o krok od tego, żebyś w następnej sytuacji zrobił od razu to, czego wcale nie chcesz, żeby już darować sobie to całe robienie z siebie nieracjonalnego dupka. Niby wystarczy tylko przyjąć strategię zdartej płyty i mówić: „Nie, nie dziękuję”. Albo: „Nie, nie zrobię tego”. Czy inne, zwyczajne „nie”. Z tym, że najprawdopodobniej rozmówca zamiast to zaakceptować da ci kopa w miękkie mówiąc: „Ale ty jesteś uparciuch!”.

Sprawa robi się katastrofalna, gdy do rakietki w tym swoistym ping-pongu staje Mistrz Wzbudzania Poczucia Winy. Jak wiele naszych mam mogłoby dostać tytuł doktora albo profesora w tej dziedzinie? Choć rzecz jasna one nie mają na takie zachowanie wyłączności. Myślisz, że masz prawo odmówić czy po prostu postępować w zgodzie z samym sobą? Tylko spróbuj! Zanim dokończysz zdanie już będziesz trzęsącymi się rękami poszukiwał czerstwej bagietki żeby się nią pociąć albo przebić się nią, niczym samurajskim mieczem. Mistrzowie Wzbudzania Poczucia Winy dysponują całym arsenałem min* i słów** by wypalić do gołej ziemi jakiekolwiek przejawy Twojej asertywności.

*10 000 rodzajów składania ust w podkówkę i oczu smutniejszych niż u karpia czekającego w markecie na Wigilię

**”Ale ty jesteś, wieeeesz?”„Naprawdę, nie możesz tego DLA MNIE zrobić?”, „I co ja teraz biedna pocznę…”, „Jak ja was wychowałam…”, „Wiesz co… Już nic…”, „Dobrze, idź już… Zostaw mnie”, „No ale zrobisz jak uważasz”, „Zawsze wszystko na mojej głowie”, „Wiesz co, będziesz potem czegoś chciał…”

Żeby odmówić, jakkolwiek się sprzeciwić Mistrzowi Wzbudzania Poczucia Winy musisz najpierw zapolować na słonia a potem ubrać się w jego skórę. Rzecz jasna, zanim zeżrą cię wyrzuty sumienia, że zapolowałeś na słonia i komuś mogło się zrobić przykro! Jednym to się uda, inni będą już woleli wejść słoniowi w zadek i tam wieść cichy, ascetyczny żywot, byleby tylko jednak nie zachować się asertywnie. Po latach szkolenia u takiego Mistrza nie musisz już wcale zobaczyć podkówki ani usłyszeć pół słowa, ale wystarczy, że pomyślisz „nie” i już sam zalejesz się pod korek wyrzutami sumienia.

Ja swego czasu osiągnęłam w tej dziedzinie perfekcję. Jakby ktoś chciał mnie skazać na poważne tortury, wystarczy, że posadziłby mnie przed dwiema miseczkami – np. malin i truskawek, mówiąc, że jak zjem jedne, to drugim będzie PRZYKRO. A jak nie zjem żadnych to już w ogóle.

No dobrze, przykrość truskawek, pluszowych misiów czy kotka, który mógł usłyszeć jak mówię, że jest gruby, nie złamie już mojej duszy. Nie zadręczam się tym, czy moja decyzja sprawi, że komuś będzie źle. Ok, przynajmniej już nie tak bardzo.

Zaczęłam się tego uczyć po tym jak dokonałam innego dużego odkrycia, że nie zawsze da się i trzeba być MIŁYM. Czasem można wyjść na buraka, tę, która robi problemy, czy też na którą nie można liczyć.

Tak, to było dla mnie odkrycie na miarę „Wstrzymał słońce ruszył Ziemię”. Bo o ile wiedziałam, że inni mogą być „bucami”, to fakt, że ja też czasem mogę, był trudny do zrozumienia i zaakceptowania. Ale jak już dałam sobie na to zgodę i zorientowałam się, że wyrzuty sumienia trochę mnie pogryzą i przeżują, ale nie zeżrą – to zaczęło mi się żyć łatwiej. W końcu, niezależnie od tego jak będę się dwoić i troić – czasem i tak wyjdę na zołzę, więc lepiej uznać, że to też jest ok.

Oczywiście granica asertywności i postawy typu: „mnie się należy, ja mam prawo, ja nic nikomu nie muszę” może być bardzo cienka. A ja bardzo daleka jestem od zachęcania kogokolwiek do dbania tylko o swój interes i zasłaniania swojego bucostwa ładnie brzmiącym mianem „asertywności”. Do dobrego korzystania z tych praw przydaje się równowaga między empatią i troską o innych, a dbałością o siebie samego.

Poczytajcie, może i Wy dokonacie swoich odkryć.


  • Masz prawo do własnego zdania, uczuć, emocji i ich wyrażania.
  • Masz prawo zdecydować o swojej reakcji na daną sytuację.
  • Masz prawo do podejmowania własnych decyzji i radzenia sobie z ich skutkami.
  • Masz prawo do dokonania wyboru, czy chcesz być zaangażowany w czyjeś problemy.
  • Masz prawo do popełniania błędów i ponoszenia ich skutków.
  • Masz prawo do odnoszenia sukcesów.
  • Masz prawo do zmiany zdania.
  • Masz prawo do prywatności.
  • Masz prawo do bycia w samotności i niezależności.
  • Masz prawo do zmieniania się i bycia asertywnym.
  • Masz prawo do mówienia „nie” bez poczucia winy.
  • Masz prawo nie wyjaśniać czy nie usprawiedliwiać swoich zachowań.
  • Masz prawo do samodzielnej oceny stopnia odpowiedzialności za czyny drugiej osoby.
  • Masz prawo stwierdzić: „nie wiem”.
  • Masz prawo do bycia niezależnym od dobrej woli i oceny innych.
  • Masz prawo do podejmowania nielogicznych decyzji.
  • Masz prawo stwierdzić: „nie rozumiem cię”.
  • Masz prawo stwierdzić: „nie zależy mi na tym”.
  • Masz prawo powiedzieć „nie”, jeśli inni wymagają od ciebie zbyt wiele.
  • Masz prawo nie brać odpowiedzialności za problemy innych.
  • Masz prawo nie domyślać się potrzeb i życzeń innych osób.
  • Masz prawo decydować o swojej reakcji na daną sytuację.
  • Masz prawo robić co chcesz, dopóki twoja działalność nie rani kogoś innego.
  • Masz prawo do zachowania swojej godności poprzez asertywne zachowanie – nawet jeśli rani to kogoś innego.
  • Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb, dopóki uznajesz, że druga osoba ma prawo odmówić.
  • Masz prawo do przedyskutowania i wyjaśnienia problemu z drugą osobą, w sytuacjach, w których prawa  nie są oczywiste.
  • Masz prawo do korzystania ze swoich praw. Jeśli z nich nie korzystasz – godzisz się na odebranie ich sobie.

2 komentarze to “Odmawianie bez wyrzutów sumienia – czyli o prawach asertywności

  • Mamy tyle praw, a inni zdają się nie respektować tego faktu.

  • Och dla mnie to też jest odkrycie. Jestem boginią tłumaczeń, no bo przecież zrobiłam coś w sposób, który nie odpowiada komuś, to straszne i ma mnóstwo przyczyn i okoliczności z których wynika. Obecnie jestem w szoku, kiedy po prostu przyjmuję to i mówię aha. Widzę, że mam tyle praw ile daję sobie sama.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *