Wyloguj swój mózg – recenzja książki

“Najważniejszym reliktem człowieka pierwotnego jest współczesny mózg” – ten cytat Stevena Pinkera otwiera książkę “Wyloguj swój mózg”. Po jej przeczytaniu stwierdzam, że trudno byłoby wyobrazić sobie lepsze jej streszczenie. 

Do przeczytania “Wyloguj swój mózg” zachęciła mnie koleżanka, gdy wrzuciłam na jedną z grup dyskusyjnych na Facebooku swoje badanie do pracy magisterskiej. Piszę o związkach osobowości z mediami społecznościowymi. Jeśli jeszcze nie wzięliście w nim udziału to zapraszam serdecznie i będę Wam bardzo wdzięczna za pomoc w zostaniu magistrem psychologii! Badanie jest tutaj!

Zamówiłam, choć gdy książka dotarła do mnie i przeczytałam opisy okładkowe skrzywiłam się ze zniechęceniem.

“Wyłącz telefon na jedną lub dwie godziny w ciągu dnia. Nawet kilka minut ruchu dziennie pozwoli ci zredukować stres i poprawić koncentrację. Wieczorem zmień obraz w telefonie na czarno-biały…”.

Yyy, już poczułam, że dostaję drgawek. Jeszcze niech mi tylko napiszą o wchodzeniu po schodach zamiast wjeżdżaniu windą, to zęby mi ścierpną i wypadną wszystkie na raz!

Na szczęście zaczęłam czytać i bardzo szybko przekonałam się, że mam w rękach nie tylko bardzo ciekawą książkę pod względem zawartości, lecz także znakomicie napisaną.

Autor, który nie ma kija w tyłku

Czytałam i obiecywałam sobie w duchu, że coś ze stylu tego autora sobie wezmę do serca. W wielu innych książkach przeczytacie o tym co ma wspólnego mózg łowcy-zbieracza z tym, że ładujemy się dziś w tarapaty. Że nasze posiłki ociekają solą, cukrem i tłuszczem i jesteśmy niezłymi łasuchami na gromadzenie kalorii, mimo że jedzenia mamy pod dostatkiem, jutro też będziemy mieli i pojutrze nic się nie zmieni. Poza oponką wokół brzuszka, dzięki której sprawniej będziemy unosić się na wodzie. W wielu znajdziecie również informacje o tym, że telefony komórkowe i aplikacje są uzależniające jak kokaina, o tym co nam to wszystko robi nie najlepszego. Ale w niewielu będzie to napisane w tak obrazowy, prosty i trafny sposób. 

Książka nie jest tęga, ma ledwie 254 strony. Ot, typowa. Ale autor naprawdę elegancko, skrótowo i wystarczająco wytłumaczył różne zagadnienia, o których inni powiedzieliby Wam: 

OOOOooooo! Toż to na ten temat można książkę napisać!

Można. 

Ale gdyby to była kolejna cegła wchodząca w nadmierne szczegóły i starająca się dobrze, po naukowemu i wyczerpująco wytłumaczyć różne tematy bez uproszczeń, to byłaby dobra tylko dla hardkorowców i moli.

Anders Hansen, szwedzki psychiatra, który jest autorem książki, zdołał nie tylko bardzo dobrze przemyśleć układ książki, lecz także opowiedzieć o różnych tych zagadnieniach bardzo esencjonalnie i zrozumiale. A to rzadkie wśród takich specjalistów. Nie dziwne, że tacy ludzie jak on stają się autorami bestsellerów.

Dużo kropek

Już sam początek książki pokazuje, że autor “umie” w finezję i wie, że nasze mózgi są łase na obrazowe porównania. Zdradzę Wam jedną rzecz! Jak nie chcecie to z zamkniętymi oczami do następnego akapitu, myk!

Szesnasta i siedemnasta strona przedstawiają… KROPKI. Pierwsza moja myśl… “No… tak się pogrubia książki…”. Ale zaraz zwróciłam grzecznie honor panu Andersowi! Okazało się, że to nie były zwykłe kopki, jeno takie, które miały mi coś uzmysłowić.

Cytuję!

“Na stronach, które właśnie przekartkowaliście, znajduje się około 10 tysięcy kropek. Każda z nich odpowiada jednej generacji, która żyła na Ziemi od momentu pojawienia się naszego gatunku w Afryce Wschodniej przed 200 tysiącami lat. A zatem wszystkie kropki razem wzięte symbolizują historię ludzkości. Ile pokoleń żyło w świecie, który znamy ty i ja, czyli w świecie z samochodami, elektrycznością, bieżącą wodą i samochodami? 

…….. (8 kropek)

Ile z nich żyło w świecie, w którym dostępne były komputery, telefony komórkowe i podróże samolotem?

… (3 kropki)

Ile z nich nie zna świata bez smartfonów, Facebooka oraz internetu?

. (1 kropka).

Mam nadzieję, że ten fragmencik pokazał Wam o czym mówię i zachęcił do poczytania sobie dalej. Bo w moim odczuciu warto.

No, dalej nie zdradzam! Możecie otworzyć oczy i czytać dalej.

O czym jest ta książka?

Anders opowiedział o tym w jaki sposób to, jak wyewoluowały nasze mózgi i zachowania sprawia, że pakujemy się dziś z łatwością w różne sidełka. I dlaczego nie jesteśmy przystosowani do dzisiejszego świata. Jak łatwo nami manipulować, gdy się zna mechanizmy związane z naszą pogonią za przyjemnością, pragnieniem zdobywania informacji i potrzebą bycia w relacjach w innymi ludźmi. I jak wykorzystują to twórcy mediów społecznościowych (niektórzy się potem czują z tym trochę źle i biją w pierś, gdy już nie biorą pieniędzy od Facebooka).

Opowiada także o działaniu dopaminy i o tym, że telefony serwują nam jej kieliszeczki mniej więcej 300 razy dziennie. Przedstawia badania naukowe, ale tak, że się od tego nie zasypia. Mówi o micie multitaskingu i że ignorowanie telefonu, nawet, gdy jest odłożony ekranem w dół, jest aktywnym działaniem. O tym, że ludzie byli mniej usatysfakcjonowani kolacją z przyjaciółmi, gdy mieli ze sobą komórkę niż ci, którzy jej nie mieli. Dlaczego odczuwamy większą bliskość z kolegą, gdy rozmawiamy o potknięciach szefa niż o sukcesie jego wystąpienia. Znajdziecie też fragment o cyfrowej zazdrości i rywalizacji.

O tym co urządzenia mobilne robią z dziećmi i nastolatkami (chodzi o rozwój ich mózgów, więc warto się nad tym pochylić) i co im zabierają. A także dlaczego warto używać kartki i długopisu, mimo nieograniczonego dostępu do znakomitych technologii. I jaki to ma związek z mózgiem. I podpowiem Wam, że chodzi o pamięć.

Mówi także o stresie, depresji i lęku i powiązaniach tychże z mediami społecznościowymi, a także o tym, co z wychodzeniem z takich kłopotów ma wspólnego ruch. Na koniec zadaje pytanie czy mózg człowieka dostosuje się do tych wszystkich rzeczy, tak jak już kiedyś dostosowywał się do gazet, radia, pociągów, telefonów i innych wynalazków, do których ludzie podchodzili jak do jeża. I widzieli w nich demony. 

Venus i Van Gogh na Fejsbuniu

A do tego wszystkiego – książka jest po prostu cudnie ilustrowana. Otwarciem każdego rozdziału jest kolaż z fragmentem znanego obrazu. Jest tam na przykład Venus (Narodziny Venus, Sandro Botticelli) zapatrzona w smartfona lub Van Gogh z autoportretu opierający głowę na laptopie, na tle Gwiaździstej Nocy.

Książka jest po prostu dobra po całości. Okładka – z niebiesko-różowymi nachalnymi barwami i zbyt marketingowym opisem, po którym na pewno bym jej nie wybrała, jest jej najsłabszą stroną. Jeśli macie chęć poczytać coś, co czyta się lekko, a co jednocześnie wzbogaca i pobudza do refleksji – to jest to niewątpliwie dobry wybór.

Wolisz posłuchać?

W podcaście jak zwykle bonusy! Opowiadam o tym dlaczego mam więcej czasu na czytanie książek, scrollowaniu Audioteki i księgarni internetowych i dawno nieobecnym poczuciu NUDY!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *