Terapeutyczna moc pisania i rozmowa z dawnym sobą

Dlaczego warto spowiadać się pamiętniczkowi? Czego można się o sobie dowiedzieć, gdy znajduje się swoje dawne zapiski?

Co i raz sięgam do swoich starych blogowych tekstów. Czasem zwyczajnie się o nie “potykam”, czasem chcę zacytować komuś jakiś fragment. Innym razem myślę, że może nagram podcast na podstawie tych rzeczy, które kiedyś napisałam. Ale praktycznie za każdym razem szybko stwierdzam, że dziś już opowiedziałabym o tym inaczej. Albo że już nie za bardzo zgadzam się ze swoim dawnym spojrzeniem. Wreszcie, że po prostu w międzyczasie nagromadziłam w swojej stodółce wiedzy nowej trzódki. I widzę, że tamto spojrzenie jest niepełne. Wiem też, że zgromadzę kolejny inwentarz. 

Nowe elementy układanki

Kiedyś mnie to niezwykle paraliżowało. I to “kiedyś” to nie jest żadne dawno, dawno temu, gdy używało się jeszcze dyskietek i walkmanów. To się działo nawet wtedy, gdy pisałam swoją książkę. Cały czas dowiadywałam się nowych rzeczy. Do tego, co wiedziałam i miałam już jakoś poukładane w głowie wskakiwały kolejne elementy układanki. Jedne powodowały, że oceniałam, że wszystkie wcześniejsze puzzle poukładałam źle. Inne po prostu sprawiały, że byłam już trochę bardziej w stanie stwierdzić “co jest na tym obrazku”.

Martwiłam się jednak, że napiszę coś, czego potem będę się wstydzić, albo że będę już inaczej patrzeć na pewne sprawy i co wtedy? To było bardzo blokujące. Bo pisząc książkę bierze się przecież odpowiedzialność za swoją wiedzę i słowa. Gdy zwierzyłam się z tego jednej znajomej, machnęła ręką i powiedziała:

Przecież Ty już dziś nie jesteś tą samą osobą, co wczoraj.

Jak chorągiewka na wietrze vs tylko krowa nie zmienia poglądów

Ruszyło mnie to wtedy. Jesteśmy przecież wrażliwi na to, że nie mamy racji, że ktoś nam powie, że gadamy głupoty albo – jak dorośniemy, to zmądrzejemy (to chyba najgorsze). Powiedz to młodemu człowiekowi, jeśli chcesz zobaczyć jak homo sapiens zmienia się w cietrzewia!

Trudno przyjąć, że coś, w co dziś wierzymy bardzo i czego bronimy zaciekle, jeszcze nam się pięć razy zmieni. Z jednej strony – chcemy być światłymi ludźmi, którzy cały czas się rozwijają. Z drugiej strony – za rozwojem stoją zmiany i stwierdzanie, że nie mieliśmy racji, albo po prostu, że dziś ta racja wygląda już całkiem inaczej niż wtedy. Że ewoluowaliśmy albo zmieniliśmy front. Albo coś jeszcze innego. Bo na przykład jakieś doświadczenia życiowe strasznie nam skopały tyłek i nie mamy w sobie już tyle wyrozumiałości, akceptacji, tolerancji, co kiedyś. Taka zmiana jest raczej kwaśno-gorzka niż słodka. Choć pewnie doświadczając jej patrzy się na dawnego siebie jak na kogoś naiwnego albo przynajmniej beztroskiego i nieświadomego jak “prawdziwy świat wygląda”. 

Bez filtra

W każdym razie – czytając te swoje dawne teksty widzę jak wiele rzeczy się we mnie zmieniło. W szczególności, gdy czytam teksty sprzed 5-6 lat. A nawet sprzed 3-4. Gdy patrzysz na siebie z dzisiejszej perspektywy – pamiętasz o różnych rzeczach, które Cię zajmowały te lata temu. Ja na przykład pamiętam doskonale, że cierpiałam na zaburzenia odżywiania, że dieta była moją obsesją. I że to było straszne doświadczenie i w pewnych momentach totalnie dominujące moje życie. Pamiętam, że bałam się, że to się nigdy nie skończy.

Jednak gdy czytam to, co wtedy pisałam, mogę spojrzeć na siebie w całkiem inny sposób. Bez filtra, który dziś nakładam na tamte dzieje.

Pisanie dziennika jest narzędziem umożliwiającym dostęp do naszych doświadczeń, wrażeń i myśli, które były obecne wówczas.

Lisa Shulman, “Mózg w żałobie”

Trudno mi to opisać. Ale to naprawdę bardzo cenne doświadczenie, móc to przeczytać. To daje taki prawdziwszy kontakt z dawnym sobą. Bo ten filtr nakładamy z naszej dzisiejszej perspektywy. A tam jest zapisane to, co było w nas wtedy. Podobnie jest, gdy czytam swoje stare relacje z zawodów. Dziś mnóstwo mogę przeczytać między wierszami. Mogę poczuć w tych opowieściach tamtą dawną niepewność i ekscytację, którą zatarł w już w mojej głowie czas. 

Czy osobowość ulega zmianom?

Stare teorie psychologiczne mówią, że osobowość jest względnie stałą organizacją cech. Wskazywały na niewielki możliwy zakres zmian. Jednak przeczą temu doświadczenie i samo zagłębienie się w to, czym osobowość. Bo na tym, co jest stałe, na temperamencie, który jest tą biologiczną, daną nam z urodzenia częścią osobowości, budujemy to, co przychodzi z doświadczeniem. Dokładamy kolejne cegiełki cech z biegiem życia. Zmieniamy się przez całe życie. Zmieniają się nasze wartości, nasza biologia, przechodzimy przez kolejne doświadczenia. Cudowne, wspierające ale i traumatyczne. Chyba wszyscy znamy kogoś, kto po wypadku, rozwodzie, śmiercie męża, żony czy dziecka albo pracy, nie był już nigdy tą samą osobą.

Gdyby ktoś poznał mnie 5 czy 6 lat temu, miał by do czynienia w dużej mierze z inną osobą. Byłam sportowcem, miałam w sobie znacznie silniejszego krytyka i byłam pogrążona w zaburzeniach odżywiania. Byłam dla siebie surowa, a i dla swojego otoczenia miałam mniej wyrozumiałości. Pewnie, że nie jestem kimś całkowicie innym. Ale zmiany są bardzo wyraźne. Zmieniły mnie operacje kolana, zmienił mnie rozwód, zmieniły mnie moje psy, zmieniły przeprowadzki i relacje z innymi ludźmi. Zmieniła psychoterapia i studia psychologiczne. Zmieniła mnie joga. I dzięki temu, że na tych różnych etapach opowiadałam o swoich przemyśleniach – mogę zobaczyć te zmiany bardziej klarownie.

Co daje pisanie?

Czy tylko za pośrednictwem pisania lub snów mogę się dowiedzieć, co naprawdę myślę?

Joan Didion, Rok magicznego myślenia

Dzięki niemu można:

  • Poukładać swoje myśli, nadać im kształt, zwerbalizować niejasne poczucia, ubrać je we właściwe słowa.
  • Odczarować różne lęki, emocje, uświadomić sobie nieuświadomione, gdy trzeba jakoś to opisać. Zrozumieć pewne rzeczy lepiej. Zobaczyć coś bardziej klarownie.
  • Podsumować coś sobie, wesprzeć się w podjęciu decyzji. 
  • Wyrzucić z siebie coś, co nas gryzie i nam dokucza, jest kornikiem w naszej głowie. I przestać kisić w sobie emocje jak kapustę.
  • Zachować swoje aktualne myśli i opisane uczucia by potem spojrzeć na nie z dystansu.
  • Zachować część dzisiejszego siebie by nawiązać kiedyś z sobą kontakt.
  • Zostawić coś dla potomnych, jeśli chcieliby nas poznać z czasów, które w innym razie nie byłyby dla nich dostępne. 
  • Wypowiedzieć coś, o czym nie da się mówić na głos.

Jak pisać pamiętnik?

  • Tak szczerze, jak to tylko możliwe, choć bycie szczerym wobec siebie jest trudne.
  • Zapisywać drobne myśli, pojedyncze zdania w ciągu dnia, choćby w notatniku w telefonie.
  • Dodawać datę żeby być w stanie umiejscowić te myśli w czasie.
  • Refleksyjnie, z odwołaniem do emocji, bolączek, smuteczków ale i ekscytacji.

W książce “Mózg w żałobie” (Before and After Loss) neurolog Lisa Shulman opowiada o przechodzeniu przez stratę i budzeniu się do życia. Mówi między innymi o tym, że:

Oglądanie historii na kartce demistyfikuje traumatyczne wydarzenia i redukuje kontrolę, jaką one nad nami mają. W miarę jak przypominamy sobie i odkrywamy nasze doświadczenia, stajemy się bardziej przenikliwi, a oszołomienie maleje. Widzimy rzeczy z szerszej perspektywy. Jaśniej myślimy. Nasza interpretacja pogłębia się z czasem – dni, miesiące i lata później, gdy wrócimy do napisanych przez nas słów, pojawiają się refleksje dotyczące refleksji.

Lisa Shulman, “Mózg w żałobie”

Co ma kartka i długopis do ciśnienia krwi?

Lisa wspomina również o badaniach Jamesa Pennebakera z Uniwersytetu Teksasu w Austin, który przeanalizował jakie korzyści zdrowotne przynosi pisanie o traumatycznych doświadczeniach. Twierdzi on, że przyczynia się ono do wzrostu odporności, poprawy funkcjonowania płuc i wątroby, obniżenia ciśnienia krwi i poprawia samopoczucie. Te “biologiczne efekty” zaobserwowano także u osób cierpiących na zespół stresu pourazowego. W trzy miesiące po ekspresyjnym pisaniu poziom kortyzolu podczas wyobrażania sobie treści związanych z traumą obniżał się. Osłabieniu ulegał negatywny nastrój, a przyspieszeniu wzrost potraumatyczny. Jeśli ten temat sprawia, że cieknie Wam ślinka, podrzucam Wam artykuł, w którym możecie poczytać znacznie więcej i zagłębić się w odmęty literatury.

Lisa Shulman powołuje się także na analizę 9 innych badań, które wskazały, że pisanie dziennika przynosiło spore korzyści w sferze zdrowia fizycznego. Co ciekawe – większe niż psychicznego. Zauważa też, że na pewnym etapie większa samoświadomość może prowadzić do wzrostu cierpienia, choć później pojawia się też głębsza ulga. Cóż, droga do zmiany zwykle nie wiedzie przez szerokie parkowe aleje, tylko ścieżki, na których można się podrapać i zwichnąć kostkę.

Przekonałam się na sobie, że przelewanie swoich myśli na papier jest dobre wielowymiarowo. Pomaga w lepszym rozumieniu siebie, w dostrzeganiu zmian, ale i w przejściu przez trudne zdarzenia, gdy czujemy się samotnie i źle. Dzięki niemu można też zachować takie chwile, które były cudne jak truskawki ze śmietanką. Żeby nie zatarły się w pamięci i nie straciły smaku.

P.S. Ale jeśli naprawdę chcecie jeszcze kiedyś do tego wrócić – nie piszcie za dużo. Niech Wasze zapiski nie podzielą losu milionów zdjęć “z nóżką tak”, które lądują w cyfrowej szufladzie i nikt ich potem nie ogląda. Miłego dnia!

Podoba Ci się tu? Zostańmy w kontakcie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *