Skąd wzięła się moralność i co ma z tym wspólnego religia?

Czy bez dziesięciorga przykazań brakowałoby nam kompasu moralnego? Czy ludzie niewierzący są niemoralni? I co mają z tym wszystkim wspólnego małpy, wilki i inne żyjące stadnie zwierzęta?

Na wstępie zaznaczę, że nie będę odnosić się do kwestii istnienia boga czy innego wyższego bytu, który miałby być stwórcą wszechświata i inicjatorem naszego istnienia. Będę opowiadać o zakazach i nakazach, o normach, do których odnosi się religia. Będę mówić o moralności, postępowaniu dobrze i źle. O tym wszystkim, co wielu ludzi przypisuje religii i wierze w boga. 

Czym jest moralność?

Gdy mówimy o moralności myśląc o ludziach, niekoniecznie nawet przychodzi nam do głowy definiowanie co to właściwie znaczy być moralnym. Bo jakoś tak jakby wiadomo! Jednak gdy ktoś wyskakuje jak kot na chrabąszcza z tezą, że zwierzęta też mają coś wspólnego z moralnością… Ups! Tu już trzeba bardzo klarownych definicji i ludzie oporni do przyznania, że jakieś zwierzę miałoby chociaż przez ćwierć sekundy leżeć przy moralności, prześcigają się w szukaniu niuansów. Jeśli zastanawiacie się po co w ogóle mówię o zwierzętach w tym kontekście to poproszę Was jeszcze o chwilkę cierpliwości.

Dobra. No to czym jest moralność?

W przypadku ludzi wystarczy: “zbiór zasad (norm), które określają, co jest dobre, a co złe”.

Ale dla zwierząt to nie wystarcza. Marc Bekoff i Jessica Pierce w książce “Dzika sprawiedliwość” definiują moralność tak: 

Moralność to zestaw nakierowanych na innych zachowań, które kultywują i regulują złożone interakcje w grupie społecznej. Te zachowania związane są z dobrostanem i szkodą oraz normami tego, co słuszne i niesłuszne.

Co należy do tych zachowań?

Wzajemność, zaufanie, karanie i zemsta. Sympatia, współczucie, opieka, pomaganie, opłakiwanie, pocieszanie. Fair play, dzielenie się i pragnienie słuszności, oczekiwania wobec tego, na co się zasługuje i jak powinno się być traktowanym, oburzenie, odpłatę i złośliwość.

Wspólne kodeksy i normy

Dopóki traktowaliśmy zwierzęta jak “tylko” zwierzęta i nieszczególnie interesowaliśmy się ich życiem psychicznym czy moralnością, znacznie łatwiej było sądzić, że te kodeksy i normy moralne są unikalnie ludzkie. Jednak gdy już zaczęliśmy patrzeć, odkryliśmy, że zwierzęta funkcjonujące w społecznościach również mają kodeksy. Dostosowują się do zasad po to, by mogły ze sobą w tych grupach funkcjonować.

Trzymanie się razem, pomaganie sobie, troszczenie się o siebie, daje im bezpieczeństwo i większe możliwości. Jednak wymaga również postępowania według reguł. Bo gdyby każdy skrobał swoją rzepkę, to panowałby chaos i wciąż trzeba byłoby rozpychać się łokciami, walczyć ze sobą o zasoby i takie wspólne życie ani trochę nie byłoby fajne i bezpieczne. Inni stanowiliby zagrożenie, a nie wsparcie. Grupa uznająca te same reguły to “swojaki”. To inni są zagrożeniem. Tak w świecie zwierząt, jak i ludzi. Choć my zaczęliśmy te grupy zwiększać, handlować między sobą i to wymagało pewnych zmian. 

Historie, w które wierzymy

Yuval Noah Harari w książce “Sapiens” mówi o tym, że pomocą w tym funkcjonowaniu dobrze między grupami i w zwiększaniu zasięgu stały się abstrakcyjne historie, które sobie opowiadaliśmy i wiara w nie. W szerszym rozumieniu niż religia. Podaje jako przykład to, że generalnie ludzie na świecie wierzą w pieniądze. Niezależnie czy były to muszelki, miedziaki, czy złocisze, praktycznie każdy homo sapiens wierzy w to, że są one coś warte. I dzięki temu właśnie – mają tę wartość. Wiemy, że gdy zaniesiemy do sklepu ten kawałek papieru, dostaniemy chleb, masło i mleko. Kasjerka również wierzy w wartość pieniądza. Jest gotowa siedzieć za tą kasą 8 godzin lub więcej, żeby na koniec miesiąca dostać papierki. Albo jeszcze zabawniej – wirtualną obietnicę w postaci liczby na koncie. I właściciel sklepu też wierzy.

Dzięki wierze w te same historie, możemy ufać innym ludziom. Bo możemy się spodziewać jak będą się zachowywać, jakie idą za tym zwyczaje itd. I właściwie nie ma to znaczenia czy chodzi o wiarę katolicką czy wiarę w prawo, czy w naukę, gospodarkę wolnorynkową czy komunizm. Ludzi, którzy są pod tą banderą, pod którą jesteśmy i my, traktujemy bardziej jak swoich. Bardziej ich lubimy, chętnie się z nimi kumplujemy. A tych, którzy nie są z naszej bajki, traktujemy bardziej podejrzliwie. I niezależnie czy bóg istnieje czy nie, postanowiliśmy na którymś etapie go w to wmieszać. Oto jak mówi o tym prymatolog (czyli badacz naczelnych) Frans de Waal, w książce “Bonobo i ateista”:

My, ludzie byliśmy wystarczająco moralni, kiedy w małych hordach wędrowaliśmy po sawannie. Dopiero kiedy zaczęły się zwiększać rozmiary społeczeństwa i zasady dotyczące wzajemności i reputacji traciły stopniowo siłę, pojawiła się konieczność istnienia moralizującego boga. Jeśli spojrzeć na to z tej perspektywy, to nie bóg zaznajomił nas z moralnością; było raczej na odwrót. Wprowadziliśmy postać boga, aby pomagał nam żyć tak, jak czuliśmy, że powinniśmy.

Czy zwierzęta są moralne?

Frans bada naczelne – szympansy, bonobo, kapucynki i inne zwierzęta od kilkudziesięciu lat. Obserwuje je w ich codziennych interakcjach, projektuje eksperymenty. O tym najbardziej znanym już Wam opowiadałam przy okazji sprawiedliwości. To ten z kapucynką rzucającą ogórkiem, ponieważ poczuła się niesprawiedliwie potraktowana, gdy druga małpka za tę samą czynność otrzymała winogronko. Frans wskazuje w zachowaniach naczelnych na te same wartości, o które i my dbamy. Mówi o tym, że szympansice odbierają szympansom broń po walce i zmuszają niechętne samce do pojednania. Że samce stojące wysoko w hierarchii regularnie pełnią funkcję bezstronnych arbitrów rozstrzygających spory w społeczności. 

Kapucynki nie tylko rzucają ogórkami, lecz są gotowe ubiegać się o nagrody dla innych osobników. I nie robią tego ze strachu, bo małpy dominujące (te, które mają najmniej powodów do obaw), okazują się najbardziej hojne. Zwierzęta troszczą się o siebie i pielęgnują relacje, dbają o niepełnosprawnych i adoptują dzieci. Stosują regułę wzajemności odwdzięczając się za dobro, którego doświadczają. Pomagają sobie również międzygatunkowo. Odmawiają korzyści dla siebie, gdy widzą, że cierpi ktoś inny, kogo znają. Negocjują. Premiują zachowania fair play i karają te niekorzystne dla społeczności. Są pobłażliwe dla młodzieży. Umieją odraczać gratyfikację. Uznają hierarchię i dostosowują się. Mają zasady, znają je i stosują. Patrząc na te skomplikowane zachowania nie można już obronić tezy filozofów, że do prawd moralnych dochodzimy na drodze rozumowania. 

Frans pisze: 

Ale czy rozważania moralne doprawdy sytuują się na takich wyżynach? Czyż nie muszą być one zakotwiczone w tym czym i kim jesteśmy? Czy umielibyśmy naprawdę przekonać ludzi, by dbali o innych, gdybyśmy wszyscy nie byli do tego skłonni z natury? Zamiast rozwijać moralność od zera na drodze racjonalnej refleksji, jako zwierzęta społeczne otrzymaliśmy solidne wsparcie z poziomu naszej ewolucyjnej przeszłości.

W dużej grupie gorzej widać

W niewielkich zbiorowościach wszyscy się nawzajem znali. Funkcjonowaliśmy raczej tak, jak dzisiejsze naczelne. Nie brakowało nam powodów, by przestrzegać reguł i dogadywać się z innymi. Musieliśmy dbać o reputację i starać się o dobre stosunki z innymi. Gdy nasi dalecy przodkowie zaczęli się łączyć w wielkie społeczeństwa mechanizmy relacji twarzą w twarz stały się zawodne. W większych grupach narodziła się potrzeba istnienia kogoś, kto uważnie obserwowałoby wszystko, co robimy. Bo w tłumie anonimowych osób o wiele łatwiej uniknąć konsekwencji wykorzystywania innych. Różne postępki mogą pozostać niezauważone. Jeśli jednak wielu ludzi uwierzy, że ktoś z góry patrzy, notuje i że po śmierci zostanie z tego, co robił rozliczony… Nie wszystkim wierzącym stoi to na drodze do marnych uczynków. Jednak na wielu taka przestroga podziała.

Frans pisze również: 

Moralność powstała pierwsza, a współczesna religia się pod nią podpięła. Wielkie religie nie zostały wynalezione po to by przekazać nam prawo moralne, lecz po to by je podtrzymywać. (…) Religia tego dokonuje, jednocząc ludzi i egzekwując poprawne zachowanie.

“Podpięła się” może dla osób wierzących brzmieć paskudnie. Bo dla nich bóg jest początkiem wszystkiego. I jakiekolwiek słowa o wynajdywaniu religii to jakiś nonsens. I nie będę nikogo przekonywać do prawdziwości słów Fransa de Waala ani do tej koncepcji, bo dyskusja byłaby to długa i płonna. Trzeba by było pogadać też o ewolucji, stwarzaniu świata w 6 dni, odwoływać się do interpretacji metafor i obie strony gimnastykowałyby się, żeby udowadniać swoje racje. A z wiarą nie ma dyskusji, bo jest wiarą. Ja wierzę w ewolucję i w to, że moralność istniała na długo przed tym zanim homo sapiens nauczył się pisać, a nawet mówić. To również moja wiara. Opowieść, w którą wierzę. Jest na nią mnóstwo przekonywających dowodów. Choć ci, którzy wierzą w religię, mają swoje, przekonywające ich dowody. 

Co ma bóg do długości spódnicy?

Podoba mi się jak opowiada o tym Yuval Noah Harari w książce “21 lekcji na XXI wiek”. Pokazuje jak mówiąc o istnieniu boga ludzie odwołują się do bytu wyższego, stwórcy wszechświata. A potem okazuje się, że ten wyjątkowy, kosmiczny byt ma ściśle wyklarowane zdanie na temat tego… jakiej długości ma być spódnica czy mężczyźni mogą trzymać się za ręce i dawać sobie buziaki, wreszcie, co dokładnie wolno żonie, a co mężowi. I co dokładnie znaczy mąż, a co nie znaczy.

Zwolennicy wiary, że te normy, zakazy i nakazy pochodzą nie od innych ludzi, którzy mają władzę lub wpływ, lecz od samego boga, nie mają problemu z tym, że na przestrzeni wieków bóg ten zmieniał zdanie. Albo przynajmniej jego rzekome słowa były na różne sposoby przepisywane tak, żeby pasowały do zmieniających się czasów. Choć wiadomo – nie zawsze się to udaje, co stanowi pewien problem. Trudno przy tak zmieniających się czasach i idącej do przodu nauce, w ten sam sposób patrzeć na słowa, które zostały zapisane dawno, dawno temu, gdy świat urządzony był całkiem inaczej.

Moralności to nie przeszkadza

Niezależnie od tego co myślimy o religii, czy jesteśmy wierzący czy nie, moralność się tym ani trochę nie przejmuje. Istnieje tak czy siak zarówno w ludziach, którzy wierzą w Allaha, Jezusa, Siwę, jak i w tych, którzy nie uznają istnienia żadnego boga. Ba, zachowania niemoralne też dotyczą ich wszystkich. Bo moralność nie jest uniwersalna. Praktycznie zawsze będziemy promować osoby, które są dla nas ważne, należą do naszej grupy. Co również pokazały wojny religijne i napiętnowanie innowierców, czy ludzi mających inne poglądy, kolor skóry, płeć czy upodobania seksualne. Chroniąc swoje dzieci, rodziców, rodzinę, przyjaciół lub naród, jesteśmy gotowi zachowywać się niemoralnie wobec innych. 

Na koniec opowiem Wam krótko o pewnym eksperymencie. Jego uczestnicy poprawiali gramatykę zdań, w których pojawiały się słowa: bóg, prorok i boski. W podzięce za udział w eksperymencie ludzie mogli zabrać sobie drobne wynagrodzenie. Każdy miał do dyspozycji 10 monet jednodolarowych i instrukcję, że może zabrać tyle ile chce, a to, co zostawi przypadnie następnej osobie.

W grupie kontrolnej, której test nie zawierał słów odwołujących się do religii badani zostawiali dla swojego bliźniego średnio 1.84 dolara. A w tej, gdzie odwołania do boga były 4.22 dolara. I, co ciekawe – religijność nie miała tu znaczenia. Połowa uczestników tego eksperymentu odpowiedziała, że nie wyznaje żadnej religii.

Stworzono jednak jeszcze jedną odsłonę tego eksperymentu, w którym w tekście pojawiły się słowa: sąd, obywatelski i ława przysięgłych. Wyniki były podobne. Badani zostawiali 4.44 dolara. To sugeruje, że odwołanie się do wartości wspólnotowych, umowy społecznej i egzekwowania prawa, jest równie skuteczne jak odwołanie do religii, w przypadku zachęcania ludzi do sprawiedliwego podziału. 

I już naprawdę na koniec zacytuję Wam jeszcze raz Fransa de Waala:

Łączy nas z innymi naczelnymi historia ewolucyjna zwierząt stadnych, co sprawia, że cenimy więzi społeczne. Gdyby nie ta przeszłość, religia mogłaby nauczać o cnocie i występku do utraty tchu, a my i tak nigdy byśmy nie zrozumieli.

Owocnych przemyśleń, kochani Bliźni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *