Wymagający rodzic i impulsywne dziecko – mieszkańcy domu duszy

Opowiem Wam dziś historyjkę o domu, który każdy z nas w sobie nosi. Bo ten dom to jest nasze “Ja”. Mieszka w nim osobliwa rodzina, u niektórych bardziej zgodna i wspierająca, u innych drąca ze sobą koty o całkiem nawet zbyteczne głupoty.

Są w tej rodzinie zarówno dorośli, jak i dzieci, a także osoby wyobrażające nasze sposoby radzenia sobie w wielkim świecie. U każdego z nas mieszanka jest trochę inna, bo i inne mieliśmy warunki, w których budowaliśmy ten swój dom, a także inny wylaliśmy pod niego fundament.

Enrique_Meseger_woman-2375822_1280

Dorośli – dobrzy i źli

Jest Zdrowy Dorosły odpowiedzialny, zarabiający na życie, spełniający się intelektualnie, dbający o zdrowie i patrzący wprzód, na konsekwencje swoich czynów. Umie rozstrzygać wewnętrzne spory rodziny, ma cierpliwość, potrafi wspierać, brać na kolana smutne dzieci i je przytulać. Umie też uszanować ich złość i inne trudne emocje, wie jak pocieszać i podejmować trudne decyzje. Ma świadomość, że nie wszystko jest możliwe, ale nie stawia też przed sobą niepotrzebnych zasiek. 

Ale to nie jedyny dorosły w tym domu. Są też i czarne charaktery – Karzący i Wymagający Rodzic. To ten pierwszy sprawia, że zalewasz się pod korek wyrzutami sumienia. On doskonale wie jak Ci dowalić, zna Twoje czułe punkty i ma cały arsenał szpil, których nie zawaha się w te miejsca wbić. To ten, który depcze Twoje poczucie własnej wartości, żeby było dobrze uklepane na ziemi. Mówi Ci, jaki jesteś słaby, beznadziejny, krytykuje, potrafi używać słów, których nigdy nie powiedziałbyś komuś innemu. “Jesteś głupi. Co za egoista! Myślisz tylko o sobie. Wszyscy dookoła cierpią przez Ciebie. To wszystko Twoja wina. Mazgaj.”. Skarci Cię brutalnie, gdy będziesz myślał o sobie i swoich potrzebach, mówiąc że jesteś samolubem.

Wymagający Rodzic ma z kolei w swoich narzędziach śrubokręty o przeróżnych końcówkach, żeby wciąż móc dokręcać Ci śruby. Bo według niego “za mało się starasz”. “Mógłbyś lepiej”. “Stać Cię na więcej”. No i co z tego, że Ci się udało, skoro Zenkowi udało się lepiej? Wymagający jest perfekcjonistą i będzie patrzył na Ciebie krytycznie i nieustannie podnosił poprzeczkę, gdy już prawie uda Ci się do niej doskoczyć, już niemal muśniesz ją palcami, on z kamienną twarzą przesunie ją o kilka centymetrów wyżej. Standardy ma tak wygórowane, że choćbyś się zesrał nie sprostasz. Skarci Cię, gdy zrobisz coś nie na miarę jego oczekiwań. Da prztyczka w ucho, gdy na chwilę zapomnisz o dupościsku jakości i będziesz chciał być spontaniczny i uczuciowy. 

Dzieci – radosne, smutne i złe

W rodzinie Twojego umysłu są też małe stworzenia. Wrażliwe i bezbronne, słabe i nieporadne, ale i złoszczące się i impulsywne. Wrażliwe Dziecko jest małą zahukaną biedą. Czuje się samotne, porzucone, upokorzone i zależne. Siedzi na krześle ze spuszczonymi ramionkami, buzią w podkówkę i wzrokiem wbitym w uda. Zgarbione i zawstydzone. To najbardziej bezbronna postać, zamieszkująca ten dom. I najsmutniejsza, bo to w nim koncentruje się emocjonalny ból. Ma poczucie, że jest bezwartościowe, niekochane, niegodne, upokorzone, nieudolne. Czuje, że świat je przerasta i nigdy sobie w nim nie poradzi. 

Jest i Złoszczące się Dziecko, z zaciekłą minką, skrzyżowanymi na piersi rękami. Jest strasznie złe, że nie dostaje tego, czego pragnie. Buntuje się przeciwko temu wszystkiemu, co bierze do siebie Wrażliwe Dziecko. Wścieka się zamiast smucić. Może krzyczeć, rzucać się po podłodze i wymagać, albo zamykać w sobie, uparte, stawiając bierny opór wobec wygórowanych żądań czy naruszania jego autonomii. 

Impulsywne Dziecko ma jeszcze inną strategię. Ono siłą wydziera dla siebie to, czego chce. W nosie ma to, że musi na coś czekać, albo że nie powinno czegoś robić. Ono chce i koniec. Słowa “konsekwencje” nie ma w jego słowniku. Łatwo się zniechęca do czynności, które nie sprawiają mu przyjemności, nie chce uczyć się odpowiedzialności. Nie godzi się na to by dotyczyły go takie zasady jak innych. 

Żeby nie było tak mrocznie, to w domu tym mieszka (a przynajmniej może mieszkać) również Szczęśliwe Dziecko. Jest spokojne i radosne, spontaniczne, lubi uczyć się samodzielności. To dziecko dostało troskę i miłość, było chronione i chwalone. Czuje się ważne i pewne siebie. Nauczyło się, że może bez obaw wyrażać swoje uczucia i nie będzie wyśmiane, skrytykowane czy ukarane za to, że się złości czy jest nieszczęśliwe. Nauczono je stawiania swoich granic i akceptowania granic innych osób. Czuje, że może się poczuć się wśród innych bezpieczne, wie, że może samo eksplorować świat i zawsze wrócić w objęcia rodzica, gdyby się wystraszyło.

Skąd nas tyle?

Każdy z nas nosi w sobie taką rodzinę, choć nie u wszystkich wygląda ona tak samo. Być może są ludzie, w których mieszka tylko Zdrowy Dorosły i Szczęśliwe Dziecko, zapewne są tacy, u których te dwie postaci są bardzo słabe. Wielu nie chce zaakceptować faktu, że ma w sobie Wrażliwe Dziecko, czują się tym zażenowani i bardzo temu zaprzeczają. Zadają sobie dużo trudu by chować tego malucha gdzieś głęboko w piwniczce i żyć tak żeby nikt nigdy nie zorientował się, że on tam jest. Nieadaptacyjne tryby dziecięce, bo tak nazywa się je w terapii schematów, powstały wówczas, gdy nasze podstawowe potrzeby w dzieciństwie nie były zaspokajane. I jeśli w tym miejscu chcesz powiedzieć, że nie ma co się nad tym roztkliwiać i świat to nie jebajka, to pozwól, że zwrócę na coś Twoją uwagę. Dziś patrzysz na życie jako dorosły, a jak byłeś mały, to świat wyglądał dla Ciebie całkiem inaczej. Byłeś całkowicie zależny od innych, gdy ktoś Cię do czegoś zmuszał, to nie mogłeś powiedzieć: “Nie, stary. Ja wychodzę”, albo: “Weź nie wyładowuj na mnie swoich frustracji”. Wszystko brałeś dużo bardziej na poważnie, słowa dorosłych miały znacznie większą moc. I to wszystko czyni potężną różnicę.

To, czy mamy w sobie więcej Złoszczącego się Dziecka, Impulsywnego czy Wrażliwego zależeć może od naszego temperamentu i emocji, jakie się w nas uruchamiały w odpowiedzi na frustracje związane z tym niezaspokojeniem. Ale również w zależności od tego jak nas traktowano i jaki dawano nam przykład.

Nieadaptacyjne tryby rodzicielskie nie musiały wziąć się od rodziców. To uwewnętrznione osoby z naszego dzieciństwa, z którymi czuliśmy się mocno związani, które były dla nas ważne. To mogli być rodzice, ale również rodzeństwo, dręczący koledzy, przyjaciółka, nauczyciele czy panie przedszkolanki, dziadkowie czy opiekunowie. I nie zawsze musieli nas jawnie krzywdzić czy deprecjonować, śmiać się z nas czy poniżać. Mogliśmy nauczyć się takich zachowań tylko przyglądając się ich zachowaniom. Wymagający Rodzic mógł się w nas narodzić, bo wychowaliśmy się w rywalizacyjnym środowisku. Ojciec mógł wymagać bardzo dużo od siebie i być absolutnym perfekcjonistą, a to przesiąkło przez naszą skorupkę. Dostaliśmy taki wzór. Dziewczynka mogła naoglądać się swojej matki wiecznie na diecie, nieustannie dążącej do tytułu idealnej pani domu, a może i przy tym businesswoman. Albo nasłuchać jak brat krytykuje inne dziewczynki czy kobiety, że są głupie i słabe. I my, im bardziej wrażliwi byliśmy, tym mocniej braliśmy to do siebie. A teraz, jako dorośli, sami powtarzamy sobie te przekonania, nie dając sobie przyzwolenia na to, co uważamy za słabe, niedoskonałe czy emocjonalne. 

Surowe tryby rodzicielskie krytycznie patrzą na nasze tryby dziecięce i próbują wciąż je “wychowywać” na twardych, racjonalnych, chłodnych i nieustannie mierzących wyżej. Nie służą nam i często bardzo nas blokują, choć wytworzyliśmy je by przystosować się do trudnego środowiska. Sprawiają, że zamiast dbać o siebie w zdrowy sposób, dostrzegać swoje ograniczenia i możliwości, cierpliwie dodawać sobie otuchy, dowalamy sobie, karcimy się i tworzymy sobie nadmierną presję. Czasami w ogóle nie sięgamy po więcej, bo zawczasu się poddajemy. Mając w sobie z kolei zbyt wiele tego Wymagającego, możemy osiągać wielkie rzeczy, ale nigdy nie być z siebie zadowoleni, bo zawsze można lepiej.

Maski i fasady

Tacy skonfliktowani wewnętrznie uczymy się różnych sposobów radzenia sobie z trudnymi emocjami i wymaganiami naszego świata wewnętrznego i zewnętrznego. Wchodzimy w tak zwane nieadaptacyjne tryby radzenia sobie. Możemy albo się podporządkowywać albo unikać albo nadmiernie kompensować. Można to sobie wyobrazić jako garderobę, w której wiszą stroje różnych typów.

Uległy Poddany to kostium, w który wchodzimy, gdy boimy się, że inni nas nie zaakceptują takimi, jakimi jesteśmy. Próbujemy sobie amputować negatywne emocje i nasze osobiste potrzeby i kryć pod czyimiś skrzydłami. Oczywiście rezygnując z siebie i stawiając siebie na ostatnim miejscu. “Powiedz jaką mnie chcesz, a taka się stanę” – mówimy, choć nigdy wprost. Uległy uwierzył, że jest nieudacznikiem, że sam sobie nie poradzi, że inni muszą podjąć za niego decyzje. Nie ufa sobie, on “wie, gdzie jego miejsce”. Bardzo często w ogóle nie wyraża złości, żeby nie narazić się na odrzucenie.

Znacznie lepiej wyposażona jest garderoba tych, którzy decydują się unikać konfrontacji ze swoimi wewnętrznymi konfliktami, uczuciami i lękami. Można na przykład przyodziać kostium Odłączonego Samoukoiciela popadającego w nałogi. I nie ważne czy jest to alkoholizm czy pracoholizm. Gierki czy porno. Przejadanie się czy TV. Można też założyć strój androida, który jest komputerem w ludzkim ciele. On nie ma emocji, nie potrzebuje ludzi. W ogóle nie ma potrzeb. Wszystko mu obojętne. Ale jest i gorejące wdzianko złości, która tworzy tarczę. 

Najbardziej irytujący dla otoczenia jest jednak nadmierny kompensator. Dla poranionej istotki wewnątrz nas jest bardzo skutecznym obrońcą, ale równie silnym izolatorem, przez co wewnętrzne dziecko czuje się bardzo samotne. Tutaj wdzianka są znacznie bardziej zdobne w cekiny, piórka, wściekłe kolorki. Pierwsze w tej szafie jest ubranko Samouwielbiacza. Ten to niezłe ziółko! Sam pompuje swoje nadwątlone “Ja”. Nie chwalą mnie, to pochwalę się sam. Taki gość dąży do rywalizacji i władzy. Zachowuje się pretensjonalnie, umniejsza i wykorzystuje innych. Jest całkowicie pochłonięty sobą. Ma poczucie wyższości i uważa, że obowiązują go inne zasady niż pozostałych ludzi. 

Równie strojny jest Poszukiwacz Uwagi. Stroszy piórka, wykonuje skomplikowane tańce, tylko po to by inni patrzyli. Zachowuje się w sposób przerysowany, teatralny. Staje na rękach i krzyczy: “Patrzcie! Patrzcie! Jak ja umiem! Ja! Ja! Na mnie patrzcie!” Kompensuje sobie tym poczucie samotności i braku uznania. A, o zgrozo, tylko wkurza tym ludzi naokoło i jeszcze bardziej prosi się o odrzucenie.

Mniej krzykliwe wdzianko, za to idealnie skrojone ma Nadmierny Kontroler. Stara się przemyśleć dokładnie wszystkie zagrożenia i zapobiec im jeszcze w ogóle zanim skorupka problemu pęknie, by wydać z siebie pęd. To życiowy szachista, który przewiduje kilka kroków naprzód by tylko ochronić się przed krytyką czy niepowodzeniem. Jego odmiana paranoidalna kontroluje wszystko i wszystkich, szukając w każdym geście oznak złej woli.

Są jeszcze kubraczki sugerujące, że masz do czynienia z naprawdę niebezpieczną, jadowitą bestią. To tryb Zastraszania i Ataku, który prycha i pluje jadem jawnie. Drapieżnik na zimno i z wyrachowaniem eliminuje wszelakie przeszkody i zagrożenia. A Oszust i Manipulator, jest najbardziej chyba niebezpieczny, bo nie działa jawnie, ale często pod maską całkiem miłej osóbki. 

Te kompensujące tryby też mają w sobie Wrażliwe Dziecko, też doświadczają emocji, ale zrobią wszystko żeby nikt ich o to nie posądził. Sami chcą je ukryć przed sobą najgłębiej jak się tylko da. Żyją bez świadomości, że mają tę miękką część w sobie. A jeśli wiedzą, to najchętniej zagłodziliby “tego cholernego bachora” na śmierć. I o ile Samouwielbiacz, Poszukiwacz Uwagi czy Nadmierny Kontroler mogą być tylko uciążliwi, to ten Zastraszający i Atakujący, Oszust i Manipulator oraz Drapieżnik są naprawdę niebezpieczni. 

Jak okiełznać to wariatkowo?

– To żaden dom, tylko jakiś szpital psychiatryczny i to oddział dla najbardziej osobliwych przypadków! – możesz teraz stwierdzić. Tak, są i takie osoby, które noszą w sobie taki oddział. I bardzo trudno im pomóc. Większość z nas jednak nie kryje aż tylu mroków i nawet jeśli czujemy się trochę “wariatami”, to w sąsiedztwie pełno mamy takich domów. Kryjemy w sobie różne mieszanki i na różne sposoby odreagowujemy te wewnętrzne konflikty. Niektórzy radzą sobie z tym całkiem nieźle, a dla tych, którzy czują, że chcieliby trochę jednak uciszyć w sobie te surowe części i nauczyć się lepiej dbać o siebie – jest nadzieja.

To wszystko o czym tu opowiedziałam, to pojęcia i teorie z terapii schematów. To dosyć nowy nurt terapii poznawczo-behawioralnej, łączący w sobie również ujęcie psychodynamiczne i Gestalt. Terapia ta służy umacnianiu Zdrowego Dorosłego i wyciszaniu tych surowych trybów rodzicielskich, zauważaniu uczuć i potrzeb naszych dziecięcych “mieszkańców” i uczy godzić skonfliktowane części naszych dusz. Po to żebyśmy umieli na siebie spojrzeć bardziej realistycznie, przychylniej, żebyśmy mogli bardziej sami sobie ufać, troszczyć się o siebie, akceptować swoje potrzeby i uczucia, również te niewygodne. Rzuca światło na nasze tryby radzenia sobie i pokazuje nam ich mocne strony, z powodu których je stosujemy, ale i złe strony, które nam i innym szkodzą.

To wszystko ma nas doprowadzić do poprawienia swojej samooceny, ograniczenia niesłużącego nam perfekcjonizmu, sprawić byśmy umieli bardziej cieszyć się życiem. Myślę, że już samo nazwanie i wyodrębnienie tych trybów może być terapeutyczne. Choć nadal pozostajesz jedną osobą, to zauważasz, że masz różne oblicza i że to jest normalne i inni też tak mają. Wyodrębnienie tych postaci pozwala zauważyć wiele sprzeczności, które w sobie kryjemy. Zrozumieć i być może zrobić coś z tymi naszymi zachowaniami, które nas krzywdzą, bez poczucia, że tacy już jesteśmy i nic nie da się z tym zrobić, albo to zbyt trudne. Bo czy nie lepiej pogodzić zwaśnionych “mieszkańców” i poczuć się lepiej w domu swojej duszy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *