Legginsy w bociany i babeczki

“Magda! Skąd ty bierzesz te legginsy? Bociany?! Babeczki?! Różowa gandzia też mnie rozwaliła!”. Mówią, że każdy ma swojego bzika. Ja ubieram się w bluzy z uszami, od plecaka, który towarzyszył mi na studiach miałam ksywę “Żółwik”, a od paru lat można mnie poznać po spodniach.

Ludzie kolekcjonują znaczki, kubki, komiksy. Kobiety mają szafy pełne butów na obcasach, a w szafce specjalną półkę na lakiery do paznokci. Faceci mają takich bzików chyba jeszcze więcej… Przedmiotem mojego pożądania stały się kolorowe legginsy.

Zaczęło się od różowych kettlebellów. Jedni widzieli w nich groszki, małe dziewczynki mówiły, że to torebeczki, dziewczyny z dużymi bicepsami wiedziały, że to sprzęt, którym się pizga na siłce. A koleżanki biegaczki dostawały wypieków na twarzy na ich widok. Legginsy w kettle stały się moim znakiem rozpoznawczym w biegowym środowisku. Miałam dwie pary i chodziłam w nich tak często, że ktoś mógłby się spodziewać, że jeśli wtargnie nocą do mojej sypialni i zajrzy pod moją kołderkę to kettle też tam będą. Sama przyłapałam się na tym, że gdy pewnego razu zobaczyłam na zdjęciu z Runmageddonu blondynkę wspinającą się na przeszkodę w “moich” legginsach, pomyślałam: “O matko! Jak to, przecież nie startowałam w Runmageddonie!”.

20160327_151802

Wtedy jeszcze nie było takiego boomu na kolorowe legginsy. W ogóle stosunkowo niewiele dziewczyn chodziło w takich gaciach. Były elegantsze wersje imitujące jeansy, albo elastyczne spodnie udające skórę. Ale gdy pojawiałam się na imprezach w czarnych długich getrach, to nawet jeśli miałam świeży makijaż, elegancką bluzkę i torbę przez ramię, znajomi i tak pytali: “O! Przybiegłaś?”.

Przy dziewczynach mojego brata trochę się tych legginsów wstydziłam. Przy ich mini i wysokich obcasach, mój strój świąteczny (szykowna bluzka i czarne legginsy – tak, czarny jest elegancki, prawda?) wyglądał jak dres. A ja wiecznie jak “biegacz”. Na naszych geograficznych imprezach królowały jeansy, materiałowe spodnie, spódniczki. A ja niezmiennie – jak “biegacz”. Godziłam się z tą łatką i konsekwencją, że raczej nie jestem odbierana zbyt kobieco, bo legginsy są tak szalenie wygodne, że nie byłam skłonna na żaden kompromis.

aimg_2302

Od kiedy stałam się biegaczką moje nogi nabrały typowo biegaczowatych cech. Dosyć łatwo przychodzi mi budowanie masy mięśniowej więc… uda zrobiły się po prostu nie z tego kompletu. Mam do tego wszystkiego wąskie biodra, więc jeansy, które są dobre w pasie i z tyłka by mi nie zjeżdżały, praktycznie nie są w stanie przejść przez dorodny udzik. A nawet jeśli są to udzik ściąga mi te spodnie z pupy. Gacie dobre w udach dałyby jeszcze miejsce jakiejś anorektycznej koleżance, gdyby chciała w nich razem ze mną chodzić. Pasek? Kiepsko się układa i pije. No siłą rzeczy – legginsy okazały się najlepsze. Najwygodniejsze.

No dobrze. Przyznam się, że bieganie miało z tymi moimi udzikami rzeczywiście niewiele wspólnego. Nogi mam po tacie. Dzięki tym udom mogłam zbierać słowa uznania na dzielni, że niezły ze mnie musi być kolarz. A gdy zaczęłam biegać odkryłam, że legginsy to spodnie, które Bozia wymyśliła właśnie dla mnie! Nic nie pije, nic nie gniecie, nie wżyna się. Można się upić na imprezie i tańczyć kankana nie świecąc majtkami.

20160802_164415

Nosiłam więc swoje sportowe spodnie, takie typowe dla biegaczy, na co dzień. Zwykle były czarne i trochę nudnawe. No ale do wszystkiego pasowały. Aż w moim życiu pojawiły się kettle of Rep in Peace. Możliwe, że inni też już szyli getry full-print w rozmaitych kolorach i wzorach, ale z żadnymi wcześniej się nie zetknęłam. A tu – szaleństwo. Mieli jeszcze spodnie  z nadrukiem mięśni nóg i z rentgenem, na którym widać kości. W końcu pojawiły się też budzące sensację z nadrukiem z nogami w seksownych pończochach na paskach. Szczęka by Wam opadła gdybyście zobaczyli moją koleżankę Anię biegnącą w takich spodniach 15-kilometrową trasę Wilczych Groni w Beskidzie Żywieckim. Zima, śnieg i gołe nogi w pończochach. No i jeszcze czerwona kokarda! Ostatnie spodnie od Rep in Peace kupiłam będąc po operacji kolana. Akurat wypuścili biało-szaro-czarny model z wizerunkiem Muerty na prawej nogawce. Uznałam, że jakoś wyjątkowo oddają mój stan…

20160913_183511

W mojej kolekcji są jeszcze legginsy w zielone moro (nie pamiętam jakiej firmy, kupiłam na na stoisku na Półmaratonie Warszawskim), w różowe, białe i szare czachy, bociany od Smoof Loco i Totemy i Babeczki od Deep Trip. Kilka par kupiłam też na Allegro wpisując hasło “legginsy full-print”. Stamtąd do mojej szafy przywędrowały różowo-fioletowo-szare w gandzię, kolorowe w geometryczne kształty, które bardzo polubiłam i legginsy w góry, chyba jedyny niewypał, bo niezbyt korzystnie w nich wyglądam. Cudeńka są też w kolekcji Second You, ale jeszcze się nie złożyło żebym coś u nich kupiła. Za to podziwiam je niezmiennie na nogach mojej nauczycielki jogi Ewy Nitki-Dudzik. Na Allegro można kolorowe legginsy kupić stosunkowo tanio, w pozostałych sklepach ceny szybują powyżej 100 zł, za niektóre trzeba zapłacić prawie 170. Ale skoro ludzie wydają niemało na kolekcje obrazów, monet czy znaczków, to ja nie będę się bała zainwestować w swoją wymarzoną kolekcję. No i wreszcie mogę mieć wygodne spodnie na każdą okazję i w każdym kolorze, jaki sobie wymarzę. Bez poczucia, że zawsze wyglądam tylko jak “biegacz”.

aaimg_2112

Teraz moim znakiem rozpoznawczym są chyba bociany. I to o nie jestem najczęściej pytana. Nie strzegę tajemnicy, nie naburmuszę się jeśli kupisz sobie takie same. Nie zdziw się tylko jeśli ktoś zatrzyma Cię na ulicy i powie: “Magda? Ale ty się zmieniłaś! Tylko po legginsach cię poznałem!”.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *