Koronawirus. Czego nie wiesz

O wskaźniku śmiertelności, heheszkach, papierze toaletowym i beztroskich wakacjach, o liczbach, których warto posłuchać, gdy mówią. O tym wszystkim czego jeszcze wielu z nas nie wie, dlatego bagatelizuje albo panikuje albo sieje zamęt.

Miałam w ogóle nie poruszać tego tematu, nie chciałam uczestniczyć w dyskusjach, wolałam przyjąć pozycję obserwatora. Gdy znajoma już 27 lutego napisała do mnie: “A może podcast o koronawirusie?” dołączając łapiącą się za głowę emotikonkę, nie zareagowałam uśmiechem ani nie popędziłam po ajfona żeby nagrywać opowieść o tym jak to ludzie na głowę upadli, że robią z igły widły. Poczułam, że to nie jest taki temat jak pożary w Australii. Nie wiedziałam jeszcze zupełnie dlaczego, ale intuicja podpowiadała mi, że tu nie będzie powodu do mówienia ludziom żeby “nie odwalali”.

1280px-Coronaviruses_004_lores

Na początku też zbagatelizowałam temat. Bo czym jest jakiś wirus na drugim końcu świata? W jaki sposób miałby paraliżować nasze życie? Dlaczego mielibyśmy nim żyć? To mógł być kolejny z tych tematów, które urastają do kolosalnych rozmiarów na Fb i ojojojania, jak z tym, że płonie CAŁA Australia.

Czytam teraz wiele heheszków o tym jacy to ludzie są “głupi”, oglądam memy, niektóre dosyć śmieszne. Czytam jak znajomi wyśmiewają panikarzy, którzy wykupują papier toaletowy i mydło, jak krytykują tę naszą nieudolną służbę zdrowia podając przykłady na to jak bardzo jest beznadziejna i niegotowa na “przyjęcie wirusa do Polski”. Czytam też tych, którzy wściekają się na zamknięte żłobki i przedszkola, szkoły. Na odwołane biegi, koncerty. I tych, którzy znajdują świetny pretekst żeby robić politykę. Albo podburzając ludzi przeciwko rządowi, który podjął “tę decyzję”, albo tych, którzy już drżą o to czy oby na pewno zostaną z powrotem otwarte granice. Widzę falę szydery z wierzących i smutne żarty o tym, że elektorat PIS-u sam pójdzie się grzecznie poczęstować wirusem w kościółku, a koronawirus z ucałowaniem ręki zaprowadzi go na tamten świat.

Nade wszystko – poczytałam jednak o faktach i liczbach, a także prognozach, jakie z nich wynikają. Bo rozmyślałam o tym jaki jest wskaźnik zarażeń, o śmiertelności na poziomie 3-4% i myślałam, a co będzie jeśli wielu ludzi zachoruje na raz, w krótkim czasie. Wyobraziłam sobie to, co potem zobaczyłam w liczbach. Że jeśli system opieki nie wydoli z leczeniem i więcej ludzi będzie potrzebować respiratorów niż jest ich na składzie w szpitalach, to procenty mogą się zmienić. I znalazłam to krótko potem w bardzo dobrym, opartym na faktach artykule krok po kroku i bardzo wyraźnie tłumaczącym sytuację na wykresach. O tym jak i dlaczego sytuacja w Chinach i Włoszech się różni. Przez pryzmat tej wiedzy spojrzałam na swojego Fb jeszcze raz.

Ten artykuł przeczytasz tutaj: medium.com (Jest długi ale bardzo warty czytania!) I polska wersja

Te 3-4% śmiertelności to dane przede wszystkim z przypadków w Chinach i krajach, które za pomocą izolacji społecznej i wyraźnymi restrykcjami zahamowały nowe zachorowania. W Chinach zanotowano 80 815 przypadków, z czego 3 177 śmiertelnych (to daje 3,9%). W ciągu ostatniej doby przybyło ich 22, a 8 osób zmarło. We Włoszech zanotowano 17 660 przypadków. 2547 to nowe zachorowania. 1266 osób zmarło. 250 w ciągu ostatniej doby. Te 1266 osób to już 7% przypadków, które zakończyły się śmiercią. Z tzw. “zamkniętych przypadków” czyli wyleczonych bądź zakończonych śmiercią również wychodzi death rate 7% (70 920 wyleczonych i 5408 zmarłych). A zatem rzekłabym, że liczba 3,9%, którą dziś wiele osób wyciera sobie usta żeby pokazać jacy to głupi są wszyscy panikując – nie jest już liczbą aktualną. Wszystkie bieżące dane znajdziecie na stronie: www.worldometers.info/coronavirus.

Gdy dostałam komunikat, że przez kolejne 2 tygodnie nie będzie zajęć w mojej uczelni i SWPS zamyka na ten czas wszystkie swoje filie, powiedziałam znajomym, że uważam, że to dobrze, bo “lepiej dmuchać na zimne”. I że jest to zdecydowanie dobry moment, bo lepiej dusić zarazę w zarodku. Nawet przez chwilę starałam się zrozumieć, że to słabo, że żłobki zamknięte. Albo że ludzie nie chcą we Wrocławiu komunikacją jeździć i robią się korki. Ale z tą wiedzą, którą mam teraz, uważam, że to był najlepszy krok z możliwych. I nie chodzi tu o żadną panikę. Jestem od niej daleka. Ale uważam, że jest różnica między paniką a profilaktyką. A może słuszniej byłoby dziś powiedzieć – opóźnieniem, spłaszczeniem wykresu zachorowań (czyli rozciągnięciem ich w czasie).

O tym dlaczego tak ważne jest żeby tego nie bagatelizować i zostać w domu (a także jeśli chcecie zrozumieć o co chodzi z tą wydolnością służby zdrowia), możecie dowiedzieć się z odcinka Nauka to lubię.

Z tą wiedzą, którą mam teraz smuci mnie, że wielu ludzi robi sobie heheszki. Że strugają chojraków, że uznali, że ta “kwarantanna” to świetny czas na to żeby zrobić sobie “długi weekend”. Że przewracają oczami mówiąc, że to taka trochę bardziej zaraźliwa grypa i narażeni są tylko starsi ludzie. I jeżdżą, chodzą na spotkania. Cmokają się. Albo po prostu wkurzają, że im odwołali bieg i wylewają związane z tym żale. Kombinują, że skoro wolne, to może by tak nad morze.

Inni, ci od papieru toaletowego smucą mnie z zupełnie innego powodu. Jeśli jest mowa o tym, żeby unikać skupisk ludności, zachowywać dystans, nie roznosić łajzy koronawirusa, to jak pojąć, że tylu ludzi – wiedząc o tym przecież – wystaje godzinami w kolejkach. Czy zachowują w nich 1,5 metra przerwy? Czy kolejka w markecie to nie zgromadzenie? Wiem, że ludzie czują się niepewnie, niektórzy panikują, inni po prostu stwierdzają – kurde no… To może i ja zrobię zapasy.

Decyzja o tym żeby zamknąć szkoły, granice i pozamykać sklepy jest bardzo dobra, gdy zna się fakty z Chin, Włoch i innych krajów, w których obostrzenia się pojawiły lub nie zdążyły na czas. Niestety – nie wszyscy jeszcze biorą to na poważnie. Operują nieaktualnymi danymi, nie znają faktów albo wychodzą z założenia, że ich to nie dotyczy. Z ponurą bezsilnością oglądam posty influencerów, jak jakieś Fit Matki Wariatki czy inne gwiazdy bulwersują się na “głupich ludzi”, którzy nie wiedzą czym należy się naprawdę martwić. Bo wodą, bo rakiem, a nie koronawirusem, który zabija “tylko” 3,9% ludzi, którzy na niego zachorują. Zacytuję Wam fragmencik takiego kwiatka, który dziś udostępniła koleżanka:

“Jestem wkurwiona.
Na ten rząd, który kolejny raz pokazał, że ludzi ma w dupie.
Na media, których „ślepe słuchanie i oglądanie” wprowadza jedynie panikę.
Na ludzi.
Że znowu nie dali rady.
Że niczego się nie nauczyli.
Że, niestety, w przerażającej liczbie, nadal są bezdennie głupi.”

Pod tym postem 14 tysięcy lajków. Rozumiem zwrócenie uwagi na problemy, które na co dzień nie są tak głośne, a zbierają straszliwe żniwa. Jednak wydźwięk jest niestety w moim odczuciu taki, że ludzie zajmują się urojonymi bzdetami, a nie prawdziwymi problemami (Fit Matka Wariatka nam powie: “Odnoszę wrażenie, że zapomnieliśmy, co jest prawdziwym problemem i to jest przerażające”). Otóż – liczby np. z Włoch pokazują jednak, że koronawirus jest realnym problemem, a nie urojoną wspólną gorączką poszukujących sensacji facebookowiczów. Zacytowałam akurat tę Panią, ale jest przecież takich znacznie więcej. Przez to ludzie mają mętlik w głowie, nie chcą wyjść na ciemnych panikarzy.

Myślę, że za mało ludzi zna te fakty, za mało ludzi rozumie tę sytuację i przez to dzieją się takie chaotyczne rzeczy, że jedni panikują, a inni mają w nosie. W tytule napisałam: “Smutno mi, że nie wiesz”, dlatego że myślę, że gdyby większość z nas zdawała sobie sprawę z tych faktów, to zmieniłaby swoje zachowanie. Obostrzenia i ograniczenie kontaktów mają sens, diametralnie zmieniły sytuację w Chinach. Są właściwie jedynym rozwiązaniem. Ja nie głosowałam na PIS. Ale uważam, że rząd podjął dobrą decyzję. Jeśli grzecznie posiedzimy w domu przez 2-3 tygodnie, nie cudując, nie chojracząc, nie panikując, to tę sytuację uda się opanować szybciej, sprawniej, mniejszym kosztem.

Da się utrzymać ją na tyle w ryzach, żeby nasz system opieki zdrowotnej wydolił. Nie ma też potrzeby wieszania psów na służbie zdrowia. Każda służba zdrowia, w każdym kraju ma jakąś swoją wydolność. Nie ma tyle środków, lekarzy, takich możliwości by leczyć X-krotnie więcej pacjentów. I tak wielu ludzi wyląduje na korytarzach. Ale w pewnym momencie korytarze się skończą. I po to jest ten “cyrk” teraz. Żeby nie dopuścić do skokowego wzrostu w takim stopniu, którego nie ogarniemy. Pooglądajcie wykresy, zapoznajcie się z liczbami, zobaczcie jak to się zmieniało w czasie. I posiedźcie w domku na dupce. Ja siedzę. Posiedzę ile trzeba. Bo myślę, że jeśli nie usiedzimy, to potem konsekwencje będą trudniejsze do udźwignięcia.

4 komentarze to “Koronawirus. Czego nie wiesz

  • Magda, W punkt!!! Zgadzam się z Tobą w 100%. Tu chodzi też o ludzką empatię…. myślmy właśnie o tych bardziej narażonych – starszych osobach, dla których wirus może być zabójczy. Heheszki i hejtowanie jest nie na miejscu.

  • Totalnie w punkt!

    Mi też jest przykro, a wręcz jestem wkurwiona jak ludzie w moim wieku mówią: O! 2 tygodnie koronaferii, czyli kiedy idziemy chlać?
    Przeraża mnie to, jak nie którzy bagatelizują sytuacje i mówią, że skoro nie są starzy to jakoś to będzie.
    Mam nadzieję, że te 2-3 tyg pokaże ludziom jak ważne jest omijanie skupisk ludzi.

  • Yacek z W
    4 lata ago

    Brawo za zdrowy rozsądek i myślenie. Niestety, przez to żeby nie zostać posadzonych o panikarstwo, nikt nie nosi maseczek i nikt nie odkaża rąk żelami antybakteryjnymi. Leżą w domu na puleczce. Ja zrobilem dużo większe zapasy. Jestem przygotowany Ne ewentualną kwarantannę, bo w tej sytuacji nie znasz dnia ani godziny. Nie uważam się za głupka, panikarza. Niestety młodzi w mojej pracy mają to w D… Bo tylko starzy umierają. No i czytam dziś, że w piątek w nocy pub irlandzki w Wrocku był pełen imprezujących ludzi. Ręce opadają. Pozdrawiam

  • Wydaje mi się, że konsekwencje będą większe, kiedy jednak… usiedzimy. Po wyborach poluzują pasa, może nawet wprowadzą stan wyjątkowy. W sumie… gdyby poukładali trumny jedna obok drugiej z powodu wypadków na drogach i pokazali to w telewizji to też zrobiłoby wrażenie, nie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *