Z cyklu przychodzi kontuzja do biegacza. #5 W drodze do białej sali

– Jedenaście tysięcy dziewięćset, proszę pani – usłyszałam, i gdybym nie stała akurat przy ladzie przytwierdzając buty do ziemi całym ciężarem swojego ciała, na pewno byłyby mi z nóg pospadały. – A jeśli chciałabym zrobić tę operację na NFZ to ile musiałabym czekać? – zapytałam oszołomiona. – Nie mamy umowy z enefzetem, proszę pani. – To nie była wesoła wiadomość.

Taką cenę za szycie łąkotki usłyszałam w Ortopedice, gdy już zobaczyłam kwaśne miny doktora Wróbla i doktora Sroczyńskiego, smętnie przyglądających się obrazowi z USG. – Nie jest dobrze, bo w tej chwili, w te 7 tygodni po podaniu czynników wzrostu, w kolanie powinno się coś więcej dziać. A u pani się nie dzieje – rzekł doktor Sroczyński. No a ja wiedziałam, wiedziałam po prostu, że jak nie boli – musi nie działa!

Doktor Wróbel próbował mnie zachęcić do poczekania jeszcze trochę. Bo może jednak podziało się wystarczająco dużo i ta szczelina, którą widzimy (to znaczy – oni widzą) na USG wciąż może się zakleić. Czekałam. Znowu! Następną wizytę miałam wyznaczoną na 26 listopada. Ostatnie, decydujące USG.

Cukierniczy Król Trójmiasta

Na wizytę miałam jechać prosto z Gdańska, gdzie 25 listopada wieczorem, na zaproszenie Sklepu Biegowego, opowiadaliśmy o naszej książce i szczęśliwym życiu, zakręconym wokół biegania. Nie jest łatwo opowiadać o radości z szaleńczych górskich zbiegów, odpowiadać na pytania: “I co, i co? I co teraz planujecie?”, podczas gdy od pół roku nie postawiło się ani jednego biegowego kroku.

A w perspektywie ma się najwyżej podróż do szpitala. Postanowiłam nie ukrywać swojej kontuzji przed tymi, których entuzjazm do biegania ultra rozbudziliśmy książką. Zwłaszcza, że bieganie nie miało w tym właściwie żadnej winy. Mówiłam więc o tym, że teraz konto “wakacyjne”, na którym gromadzimy zawsze środki żeby wydać je na bieganie w pięknych okolicznościach przyrody, zostanie pewnie wyczyszczone właśnie na przygodę na białej sali.

Po spotkaniu o tę historię z kolanem zagadnął mnie Jacek Szydłowski – kolega z biegowych ultra ścieżek i Cukierniczy Król Trójmiasta (ich rodzinny biznes, piekarnia-cukiernia Andrzej Szydłowski ma już 65 lat!).

Dopiero co miałem operację. Zobacz, i już praktycznie normalnie chodzę. Teraz miałem tylko czyszczoną łąkotkę, ale szytą też miałem. Już nie zliczę ile miałem tych operacji! Wszystko to od grania w piłkę. – Mało się z Jackiem znaliśmy, gadaliśmy parę razy na zawodach. Ale że jest osobą pełną energii i potrafi rozmawiać tak, jakbyś od dziecka znał go z herbatek u rodziców, opowiedziałam mu całą historię swojej choroby.

Z początku, gdy mówił mi, że nie ma co czekać, trzeba szyć, bo nic z tego nie będzie, a czekanie tylko pogorszy sprawę, myślałam sobie: “No tak, może dla Cukierniczego Króla Trójmiasta dwanaście tysi to pikuś…”. Ale gdy podałam mu tę kwotę, zdębiał. Zaczął szperać po kieszeniach i wyciągnął paragon za swoją operację. 3900 zł za artroskopię z kosmetyczną robotą przy łąkotce. – Za szycie będzie więcej, ale jakie dwanaście tysi?! Mam super speca, tu w Gdańsku. Do kiedy zostajecie? Umówię cię.

Szczesliwi Biegaja Ultra w Gdansku

Kierunek Poznań

Do Ortopediki już nie pojechałam. Zostaliśmy w Gdańsku, w Hotelu Szydłowski (tak, a jakże!) i przed południem byłam już u doktora Macieja Pawlaka. Jacek poszedł ze mną. Ja właściwie nic nie musiałam mówić. Jacek wyłożył doktorowi wszystko w pełnej ekspresji opowieści. Kilka prostych testów i bez USG było jasne, że łąkotka jednak nie czuje się lepiej.

Jeśli chcesz biegać, i to tak jak Jacek, długo i po górach, ścigać się, to żadne inne rozwiązanie nie jest dla ciebie – powiedział mi doktor. Cały czas szuka się nowych sposobów na leczenie łąkotek. Stosuje się membrany kolagenowe z komórkami macierzystymi, czynniki wzrostu. Jednak ich skuteczność, póki co (jak było widać na moim przykładzie) nie jest zadowalająca.

To wszystko są rozwiązania delikatne. Zbyt delikatne jak dla sportowca, który będzie poddawał tę strukturę mocnym obciążeniom i chce szybko wrócić do sportu – mówił doktor. Nadmienił też, że szycie łąkotek, w niektórych przypadkach nie zdaje egzaminu. Że czasem lepiej usunąć fragment.

No dobrze, z jednej strony mu ufałam. Jacek zachwalał go niczym sprzedawca dywany na tureckim targu. Ale zastanawiałam się czy się w coś nie wpakuję. Ewa Witek-Piotrowska przestrzegała mnie przed lekarzami, którzy chętnie wycinają łąkotki. Z trzeciej strony z prawa i lewa słyszałam, że ktoś ma super speca, bo go operował – “I patrz, chodzę!”, bo operował jego siostrę, brata, wujka Antka, ciotkę Baśkę, a babcia Lonia ma kolanko nówka sztuka.

Ale przecież trudno polegać na opinii kogoś, kto miał jedną operację, albo o czyjejś operacji tylko słyszał. No dobrze, Jacek miał tych operacji kilka, może więc dlatego zdecydowałam się powiedzieć: “No dobra, to kiedy możemy się umówić? I ile to będzie kosztować?”. Szukaliśmy terminu w styczniu, ale nim się obejrzałam, Jacek już tak zagadał doktora, że byłam zapisana na 11 grudnia w Poznaniu. Miało kosztować koło 5 tysięcy.

W międzyczasie dowiadywałam się o operację u doktora Szyszki. Termin na NFZ w szpitalu w Otwocku można sobie umówić na za rok. Doktor Szyszka powiedział jednak, że w praktyce jest lepiej, bo pewnie mogłabym być operowana w kwietniu. Znacznie lepiej, ale i tak prawie pół roku czekania. Gdy ma się za sobą już jedno pół roku, a naprawdę chce się wrócić do biegania, taka perspektywa przestaje być do przyjęcia. Pięć tysięcy to nie dwanaście. Dobra, niech będzie ten Poznań!

Wreszcie idę naprzód!

Wyszłam od doktora Pawlaka i wybraliśmy się jeszcze z Jackiem na spacer na sopockie molo. Chłopaki rozmawiali sobie o bieganiu, butach, życiu, sama nie wiem o czym. Ja byłam wyłączona. Zdałam sobie sprawę, że jestem podekscytowana, że to już zaraz. Cieszyłam się, że wreszcie dojrzałam do decyzji o operacji. Że wreszcie zacznę się poruszać w sensownym kierunku. Bez działania po omacku, bez czekania. I pomyślałam, że to przecież… będzie kolejna przygoda!

Lajka na molo w Sopocie

***

W domu wpisałam doktora Macieja Pawlaka w Google. Na stronie Kliniki Rehasport, w której pracuje, piszą, że jest “licencjonowanym lekarzem PZPN,  a także Lechii Gdańsk, współpracuje z piłkarzami ręcznymi MMTS Kwidzyń. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Ortopedii i Traumatologii oraz The European Society of Sports Traumatology, Knee Surgery and Arthroscopy ESSKA”. Stwierdziłam, że chyba mogę mu powierzyć swoje kolano, które chce wrócić do sportu.

Przygotowania i koszty operacji kolana w Poznaniu

Mniej więcej na tydzień przed operacją skontaktowała się ze mną pani z Rehasportu z Poznania. Opowiedziała jak mam się przygotować, co ze sobą zabrać. Miałam zrobić badanie krwi, wziąć wszystkie dotychczasowe badania, nie jeść od rana przed operacją i stawić się spakowana na nocówkę w szpitalu i wyposażona w kule łokciowe. Pani potwierdziła podstawowy koszt operacji. 4900 zł plus wykorzystane materiały, w zależności od potrzeb, które wypłyną w trakcie zabiegu. Hospitalizacja w cenie.

Orientowałam się jeszcze w cenach artroskopii w Centrum Medycznym Gamma. Operację wyceniono na 7500 zł w wersji podstawowej. Plus koszt materiałów. Przewidywana kwota sięgnęłaby ok. 9000 zł. Gdańska lekcja nauczyła mnie dwóch rzeczy. Po pierwsze – warszawskie ceny są po prostu… warszawskie. A Ortopedika jest jak restauracja, w której za łososia z warzywami zapłacisz 50 zł, nie 40, jak w wielu już i tak uznanych za drogie.

W następnym odcinku mojego łąkotkowego cyklu zabiorę Was na stół operacyjny. Opowiem o wrażeniach z podróży do wnętrza kolana i pokażę, że do operacji można podejść jak do wielkiej przygody. Jeśli chcecie zapytać o coś, o czym nie opowiedziałam piszcie do mnie śmiało – na Facebooku mojekoniki.pl – pogaduchy psychologiczne albo mailowo na sklep.mojekoniki@gmail.com.

Przeczytaj także:

#1 Łąkotka sucks

#2 Może ona wyleczy się sama?

#3 Pole dance

#4 Leczenie łąkotki czynnikami wzrostu

#5 Ostatnia prosta czyli decyzja o operacji kolana

#6 Operacja łąkotka czyli podróż do wnętrza kolana

Trackbacks & Pings

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *