Dlaczego miłość się kończy i jak temu zapobiegać?

O składnikach miłości, fazach, przez które przechodzą związki, jak nie eksplodować po czterdziestce i co pomaga stworzyć dobry związek?

Fot. StockSnap

Rozwodzenie się nad tym jak to komedie romantyczne, powieści, seriale, piosenki czy lektury szkolne wypaczają obraz miłości zaczyna być już jak nucenie “Gdzie strumyk płynie z wolna” albo “Hej! Sokoły!”. I mimo że przecież doświadczamy miłości i widzimy ją wszędzie naokoło, w prawdziwym świecie, to jakoś nie podoba nam się to, że ona nie chce być nieustająco taka serialowa. A prawdziwa miłość jest jak fasolki wszystkich smaków z Harry’ego Pottera. W tym samym pudełku znajdziesz fasolki poziomkowe i cytrynowe, jak również o smaku flaczków, kapusty kiszonej czy rzuconych na ziemię skarpetek. 

Gdy jesteśmy bardzo młodzi dużo nam się wydaje jaka ta miłość powinna być, żeby była dobra. I wierzymy, że znajdziemy sobie partnera, który będzie po prostu znakomicie do nas dopasowany. Potem dostajemy już trochę łokci od życia i podchodzimy do miłości już odrobinę bardziej realistycznie. Albo i nie. Bo najczęściej jednak nam się wydaje, że po prostu trafiliśmy na nie tego partnera. A tam w szerokim świecie jest na pewno wielu lepszych. Bierzemy tobołek na plecy, albo bardziej współcześnie, instalujemy sobie Tindera, robimy fancy konto i przewijamy. Zagadujemy. Po dłuższym lub krótszym czasie trafia się ktoś naprawdę fajny. Jak on na nas patrzy! Jak się interesuje! Jakim jest ciekawym człowiekiem! Dostaje punkty za nic. Poprzedni mógł być profesorem nauk humanistycznych, a ten wykłada towar w markecie. Ale jak on go wykłada! 

Naturalne zmiany

Choć wszystko to, co żywe zmienia się z czasem, rozkwita, dojrzewa, przeobraża się i obumiera, to wielu z nas, pewnie większość, nie ma w sobie zgody na to, żeby to samo działo się z miłością. Ona ma być zawsze żywa, piękna, silna, nieśmiertelna. Ma się nie zmieniać, mimo że tak bardzo zmieniają się ci, którzy kochają. Ile razy słyszeliście od kogoś, że “to nie była prawdziwa miłość” po namiętnym, intensywnym czasie zakochania? Mimo że miałeś solidne obawy, że jak tak dalej pójdzie, to tych dwoje ulegnie samozapłonowi?

Myślę, że to przekonanie, że miłość się nie udała, bo to był nie ten, albo nie ta, jest największym kłamstwem, w którym żyjemy. I które robi nam wielką krecią robotę. Bo choć naprawdę różnie możemy trafić i czasem naprawdę lepiej wskazać trefnemu ukochanemu współrzędne zimowania raków, to jednak nie ma po prostu takich zwyczajnie udanych związków, które działają same bez paliwa i serwisowania. I nie ma też takich, które przez 20 lat kwitłyby tak, jak w pierwszym roku znajomości.

Dlaczego tak jest? 

Trzy składniki miłości

Odpowiadając najprościej – bo kochamy my, istoty żywe. My się zmieniamy, dlatego zmienia się również nasza miłość. Przechodzimy przez kolejne doświadczenia, dojrzewamy, rozmyślamy, czujemy, doznajemy wglądów, spotykamy innych ludzi, rozmawiamy, poznajemy ich historie, czasem przeróżowione, odczuwamy cały wachlarz emocji. Dowiadujemy się, że można inaczej. A przy tym wszystkim, ponieważ jesteśmy istotami żywymi, ssakami, ludźmi, jesteśmy ciekawi nowości, podatni na destrukcję znudzenia i marzymy o tym, czego nie mamy.

Robert J. Sternberg wyróżnił trzy składniki miłości. Namiętność, intymność i zaangażowanie. W zależności od tego jak te składniki ze sobą pomieszamy, dostaniemy inne dania.

Fot. StockSnap

Namiętność

Jest jak pikantna przyprawa, na którą składają się silne emocje – zachwyt, pożądanie, radość, ekscytacja, lecz także ból, niepokój, zazdrość i tęsknota. Przejawami namiętności są pragnienie i poszukiwanie bliskości, jedności fizycznej, uczucie podniecenia, dotyk, pieszczoty, pocałunki, obsesja na punkcie obiektu miłości, marzenia o nim, fantazje. Silne, gorące wizje, sama esencja pragnienia drugiej osoby.

Nie bez powodu namiętność bywa porównywana z uzależnieniem od narkotyków. Natura jakoś nie chciała nas skonstruować tak, byśmy mogli jechać na tym paliwie długo. Być może dlatego, żebyśmy się zajechali. Niektórzy mówią, że to nam przechodzi, żebyśmy mogli wychować dzieci. Bo choć poeci piszą o miłości namiętności w pięknych słowach, to nie da się nie zauważyć, że są one również bardzo biologiczne.

Niezależnie od tego dlaczego tak jest, namiętność przemija. Rośnie gwałtownie i gwałtownie spada, a jej koniec połączony jest z rozczarowaniem i negatywnymi emocjami. Gdyby ktoś chciał zatem, by ta piękna faza trwała wiecznie, to musiałby tak co 2 lata zmieniać partnera. I pewnie dosyć trudno byłoby mu ogarniać jednocześnie pracę i codzienne życie. Poza tym straciłby wiele głębszych doświadczeń.

Intymność

Jest znacznie spokojniejsza od namiętności i jest związana z bliskością, wzajemnością, troską o siebie, przywiązaniem. To pragnienie by czynić życie swojego partnera lepszym, dbanie o jego dobro, przeżywanie szczęścia w jego obecności, poczucie, że można na siebie nawzajem liczyć. Że ma się swoje poufałe sprawy, których nie wyjawia się nikomu innemu. Potrzeba dzielenia się z nim przeżyciami, tajemnicami. To otrzymywanie i dawanie wsparcia, wzajemne zrozumienie. Bycie dla kogoś ważnym. Pozytywne emocje, które budują intymność wynikają w dużej mierze z umiejętności komunikowania się, wzajemnego zrozumienia i wymagają poznawania się partnerów. Intymność jest też dużo bardziej rzeczywista, oparta na przywiązaniu do bardziej realnego człowieka, a nie jego wyobrażenia, które mamy w sobie na początku znajomości. Bo na początku zakochujemy się w kimś, kogo stworzyliśmy w swojej głowie. Wyidealizowanej postaci, która powstała na bazie inspiracji prawdziwym człowiekiem.

Zobowiązanie

Tworzą je decyzje, myśli i działania, które mają przeobrazić relację miłosnej w trwały związek. To wzajemne pokonywanie przeszkód, pewność, że chcemy być właśnie z sobą, mimo wielu alternatyw. 

Sześć faz miłości

Wszystkie trzy składniki miłości zmieniają się w czasie. A ich unikalna mieszanka na różnych etapach związku tworzy sześć pozycji swoistego menu. Pierwsza danie to…

  1. Zakochanie – w nim niepodzielnie dominuje namiętność. To jak jedzenie samego cukru! Albo miodu z cytryną i odrobiną curry.
  2. Romantyczne początki – namiętność wciąż trwa, lecz pojawia się także intymność. To jak aksamitny twarożek z miodem. Można się już nawet najeść.
  3. Związek kompletny – z solidną porcją intymności i zobowiązania, które wspina się w tej fazie na najwyższy poziom. To nasze ulubione danie ze wszystkimi składnikami.
  4. Związek przyjacielski – jest pożywny i naprawdę nam smakuje. Ale już nie szczypie i nie pali w języczek, już bez kawioru i fikuśnych dodatków. Opiera się na intymności i zobowiązaniu, ale namiętność się ulotniła. 
  5. Związek pusty – jest jak suche wafle. Zostało tylko zobowiązanie, ale już bez intymności. Trwa z rozpędu, z powodu dzieci, kredytów, domu, firmy i innych takich.
  6. Rozpad związku – tu nie ma już nawet wafli. Ani okruchów. Zobowiązanie wychodzi ostatnie i gasi światło.

O ranyjulek! – możecie zakrzyknąć. Czy naprawdę jest tak źle?! No i zaraz, zaraz, przecież nie wszystkie związki tak parszywie kończą! Zgoda. Profesor Bogdan Wojciszke, w książce “Psychologia miłości”, gdzie znalazłam tę koncepcję, o której Wam tu opowiadam, mówi, że najczęściej tak się dzieje, gdy chcemy, żeby miłość działa się “sama”. A to, co dzieje się samo, spontanicznie, bez wkładania świadomych wysiłków i pracy nad związkiem, doprowadza raczej do rutyny, czucia się niezrozumianym, wzajemnej niechęci i wycofywania się. Bo hormony już nie niosą jak rącze rumaki. W końcu wolimy się od siebie odwrócić, zacząć spać w osobnych pokojach i nie wchodzić sobie w drogę. 

Na ratunek związkom

Ale tak być nie musi. Związek nie musi stać się pusty i wypalony. Partnerzy mogą zrobić bardzo wiele, by utrzymać go w satysfakcjonującej formie. Przede wszystkim przez podtrzymywanie intymności i wspólne aktywności, które sprawiają obojgu przyjemność, przełamują rutynę i dodają pikanterii. Nie spodziewajcie się jednak, że przedstawię teraz receptę jak to osiągnąć, jakby to miał być placek ze śliwkami. Bo i swoją drogą – dla mnie najlepsze może być ciasto drożdżowe z kruszonką, dla Ciebie ucierane z truskawkami, a dla twojej przyjaciółki tylko szarlotka. Mogę Ci za to powiedzieć o kilku rzeczach, które warto robić, oraz o takich, których warto unikać, bo brzmią dobrze, a paskudzą w grządkę miłości.

Fot. Pexels

Od samego początku mów o tym, co Cię swędzi

I nie chodzi mi o gryzący sweter, czy takie tam, “podrap mnie za uszkiem, Kochanie”. Jeśli wkurza Cię, że on zostawia klapę w łazience, albo rzuca skarpetki albo zostawia brąz na porcelanie, to jeśli zaczniesz o tym mówić po pięciu latach poważnie już wkurzona, to nie przyniesie dobrych rezultatów. Wtedy to Ty już będziesz dla niego jędzą. Wstydzisz się i nie chcesz psuć atmosfery, ale potem będzie tylko gorzej. Jeśli jej Mamusia pcha się do Waszej relacji, to nie zamiataj tego pod dywan i nie rób jej miejsca w łóżku przenosząc się na sofę.

Czekanie ze zgłoszeniem problemu do czasu, gdy nie można już dłużej wytrzymać, jest równie niebezpieczne, jak zgłaszanie go w tym momencie, w którym boli on najbardziej. W obu tych stanach bowiem trudno zrobić cokolwiek innego niż na oślep zaatakować partnera, a jeszcze trudniej – myśleć.

Prof. Bogdan Wojciszke, “Psychologia miłości”

Kłóć się, bo jak nie to eksplodujesz po czterdziestce

Tak! Zwykle, gdy partnerzy się nie kłócą i są nadmiernie zgodni, świadczy to o tym, że jedno z nich, choć wygląda jak człowiek, to jest słoikiem z kiszonymi burakami. Dziś może Ci się wydawać, że to nic takiego, że pójdziesz na ustępstwo. Dla świętego spokoju, dla Waszego dobra. Tobie przecież aż tak nie zależy… No i będziesz dzięki temu taka idealna dla niego, albo taki idealny dla niej. Tak, konflikty są nieprzyjemne. Ale dzięki nim można wypracować różne sprawy tak, żeby związek nie był poświęceniem, tylko dobrą relacją. Po latach kiszenia albo zaczynają wyłazić choroby psychosomatyczne czy autoimmunologiczne, albo w końcu tupiesz nogą, bo masz dość. Nie bądź kiszonymi burakami!

Fot. Susanne Pälmer

Odpowiadaj dobrem za wyrządzone zło… razy pięć

Tak! Razy pięć! Asymetria dobra i zła tak się właśnie kształtuje. To, co podpowiada nam być może intuicja, że jedno dobro za jedno zło, to zdecydowanie za mało. Zło pamiętamy lepiej niż dobro, głębiej nas rani. Najgorzej, że w miarę trwania związku spada zdolność partnerów do wzajemnego wyświadczania sobie dobra, a rośnie ich zdolność do wyrządzania sobie przykrości. Choć trudno się przełamać i pokazać miękki brzuszek odpowiadając dobrem na zło, gdy jesteśmy już zniechęceni, to warto próbować. Bo to ma szansę zmienić układ. A ząb za ząb sprawi, że w końcu będziemy zwyczajnie szczerbaci.

Podziękuj innym za wsparcie i zostaw ich za drzwiami

Czyli prościej mówiąc – nie zapraszaj do swojego związku dodatkowych pasażerów. Mamuś, teściowych, dzieci, przyjaciółek. Pielęgnuj relacje z nimi, twórz rodzinę, ale zachowaj Waszą odrębność. Miejcie z partnerem swoje sprawy, swoje tajemnice, swoje zwyczaje i niech one będą tylko Wasze, intymne.

Róbcie razem różne rzeczy

Nuda jest przeciwnikiem, z którym równie trudno walczyć, jak z mgłą – widać, że jest, nie widać skąd napływa, i najwyraźniej nie sposób tego napływu powstrzymać. Jedno jest pewne, mgłę można przeczekać, nudy nie – z przecierania oczu i przeczekiwania, zrobić się jej może tylko więcej.

Prof. Bogdan Wojciszke, “Psychologia miłości”

Robienie razem różnych rzeczy, które są dla obydwojga ekscytujące jest na tę nudę antidotum. Taniec, wspólne bieganie, joga, gry planszowe, wspinanie, przejażdżki rowerowe, kajaki, wyjazdy w góry czy zwiedzanie, obcowanie ze sztuką. Im więcej nudy i rutyny w życiu, tym zwykle większa tęsknota za tym, żeby to się zmieniło. Potem przychodzi kryzys wieku średniego, bilans wychodzi niekorzystnie i jest płacz. Jeśli on kupuje motor i ona chce z nim na nim jeździć – mogą poczuć wiatr we włosach. A jeśli wyśmieje i skrytykuje – cóż, ich drogi już się rozminęły.

Zachowajcie trochę odrębności

Wielu ludzi doświadcza pokusy zlania się w jedno z partnerem. I choć intymność jest poniekąd właśnie takim zespalaniem się i tworzeniem wspólnego świata, to jednak odrębność pomaga nam wciąż patrzeć z ciekawością na tego drugiego człowieka. Czego się dowiedział, czego doświadczył? Można też trochę być o niego zazdrosnym, zatęsknić za nim. Nabrać na niego ochoty.

No, to może wystarczy na dziś. Zachowam jeszcze kilka asów w rękawie na inny raz.


Nie ma co się złościć na to, że miłość przechodzi przemiany. Frustrowanie się tym też niewiele wniesie, chociaż oczywiście można. Nikt nie zabrania. Im większe masz oczekiwania i im bardziej nierealnych rzeczy pragniesz, tym trudniej będzie Ci się pogodzić z tym, że rzeczywistość i tak robi swoje. I nie przejmuje się Twoimi fantazjami. Możesz albo się z tym szarpać albo spróbować nauczyć się surfować na tej fali, choć czasem się skąpiesz i nabierzesz wody nosem…

 


Przeczytaj również:

Dlaczego wchodzimy w toksyczne związki?

Zakochanie i rozczarowanie

A potem bywało różnie

Kleszcze emocjonalny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *