Dlaczego jesteśmy zazdrośni o partnerów? I kto jest największym zazdrośnikiem?

Dlaczego niektórzy zachowują się tak, jakby chcieli trzymać swojego partnera na złotym łańcuchu i stać przy nim z miotłą, żeby przekurzać wszelkich rywali czy rywalki? Dlaczego on wścieka się, że ona śmiała się z żartów innego faceta, a ona, że on tylko spojrzał na inną?

Fot. inno kurnia

Zazdrość można widzieć z dwóch stron. Jedna to ta, z której widać, że ktoś inny ma coś fajnego i nas to cholernie swędzi, że on to ma. A z drugiej, to my mamy to coś i nie chcemy, żeby ktoś inny położył na tym swoje brudne łapska. Albo żeby to coś sobie gdzieś w cholerę polazło. I gotowi jesteśmy robić temu czemuś, a właściwie komuś rozliczne wymówki i obdarzać go niepoliczalnymi dąsami za to, że choćby tylko sobie wyobrażamy, że on mógłby poleźć. W te czyjeś brudne łapska. I o tym drugim rodzaju zazdrości będziemy sobie dziś gawędzić. 

Bo w niektórych związkach tą właśnie domieszką nieufności, chęci kontroli i nadzorowania jest podszyta miłość. Choć w innych relacjach można na nią spojrzeć raczej jak na odrobinę chili w czekoladzie, która dodaje jej pikanterii, wymawianej przez przeciągłe rrrr. Bo w czekoladzie tego rrrr akurat nie ma, a my, ludzie lubimy jak jest rrrr.

Odrobina chili wśród słodyczy

Gdy moje psy dostają jakiś smakołyczek, Morty połyka go na miejscu, a Łajka czeka. Przeciągnie się, mlaśnie, zdaje się jakby niezainteresowana. Do czasu, gdy Morty skończy i tęsknym spojrzeniem obdarzy jej smakołyk. Czasami to może trwać całkiem długo, ale Łajeczka jest cierpliwa. Zabiera się jednak za tę kostkę czy kawałek suszonej skórki dopiero wtedy, gdy Morty zaczyna go pragnąć. 

Po co opowiadam Wam o zwyczajach deserowych moich psów? Bo uważam to za znakomitą analogię dla tego, co dzieje się w niektórych związkach. Temu jak dobieramy się w pary poświęcono wiele teorii. Niektóre zdają się bardziej prawdopodobne, inne nawet nie leżały w tym samym magazynie co prawda. Jedną z tych bardziej prawdopodobnych jest to, że chcemy zarówno, żeby nasz partner był nam wierny, jak i żeby był łakomym kąskiem dla innych. Niech inni się ślinią na jego widok, niech sobie ostrzą zębaski. Niech go chcą jak Morty łajczyną kostkę, ale i tak nie dostaną.

Tak, każda by go chciała, ale on wybrał właśnie mnie.

Rzecz jasna, ponieważ jest takim chodzącym i kuszącym ciachem z kremem i wisienką, to mam jednak trochę poczucia, że ktoś może tę wisienkę capnąć, liznąć trochę kremu albo całkiem mi to ciacho opitolić! Więc mam na podorędziu małą miotełkę na wszelki wypadek. Ale też staram się wciąż być atrakcyjniejszą kompanią dla tego ciacha, niż te łasuchy naokoło. Taka odrobina zazdrości może dodawać związkowi przypraw i sprawiać, że mimo upływu lat jest w nim więcej ognia. Jednak jeśli tego chili robi się za dużo…

Robi się gorzko i niezdrowo

Jeśli jeden z partnerów celowo manipuluje wzbudzając w drugim zazdrość, wciąż stawiając go w stanie gotowości lub próbuje trzymać w klatce i suszy partnerowi głowę, doszukując się znamion zdrady w pytaniu: “Po ile te bułeczki?”, to już nie jest dla smaku. Takie rzeczy mają raczej tendencję do psucia całej potrawy, jaką jest relacja. Trudno jest wytrzymać w takim układzie. Łączymy się w związki z wielu powodów, jednak jednym z tych ważnych, dla których przechodzimy od dzikich fiku miku, gdy spotykamy się kilka razy w tygodniu, do mieszkania razem i kapci, jest potrzeba bezpieczeństwa i stabilności. Jest ona dla wielu z nas tak silna, że wolimy zrzec się tych rozmaitych atrakcji, które dzieją się w naszym życiu, gdy umawiamy się na randki i mamy okazję zatęsknić za sobą i pielęgnować w sobie pożądanie, na rzecz bycia razem na co dzień. To nie brzmi tak sexy jak spotkania w hotelu, randki, pogaduchy do białego rana, ale jakimś “dziwnym trafem” jednak wybieramy to przejście do codzienności i stabilności. Związek, który tego nie daje pozostaje niewątpliwie bardziej płomienny ale w końcu czujemy się tym skakaniem przez ogień zmęczeni i sfrustrowani. 

Z kolei, gdy ktoś wciąż nam nie ufa, robi awantury, fochy, tworzy jakiś równoległy świat, to coraz mniej mamy ochotę na powrót do tej przystani. Bo to też nie jest bezpieczna przystań, tylko taka, w której można dostać wpierdol. To zabawa dla koneserów. Przypomina mi odcinek Latającego Cyrku Monty Pythona, w którym różni ludzie dzwonili na specjalny numer telefonu, pod którym ktoś będzie im ubliżał albo się z nimi kłócił. Rzecz jasna, może to spełniać czyjąś potrzebę i nic nam do tego. Ludzie stosują w życiu różne igraszki dla umajenia sobie rzeczywistości. Jedni pejcze i seksowne fatałaszki, inni małe obrażanko. 

Kto zazdrości bardziej?

Jeśli to Ty jesteś zazdrośnikiem, suszącym tej drugiej stronie głowę, to nie spodoba Ci się ten fragment. Bo robi kuku w ego. Wygląda na to, że bardziej zazdrosne są te osoby, które oceniają siebie marniej niż partnera. To on jest łakomym kąskiem, którego trzeba strzec. Rywalki dookoła są kuszące, a ja nie czuję się wystarczająco fajna, żeby on się na te pokusy nie połaszczył. Również osoby, które zanadto uzależniają swoją samoocenę od partnera i takie, które mają wrażenie, że inwestują w tę relację więcej niż partner, czują się bardziej przypiekane zazdrością. Ale spokojnie, to nie musi być o Tobie. Bo zazdrość jest też reakcją na to, co aktualnie dzieje się w związku, zaangażowanie partnera, jego zachowanie. Doświadczamy różnych rzeczy poza naszą relacją, mamy lepsze i gorsze momenty. Partner też. Różni ludzie pojawiają się w naszym życiu, w tym łakome kąski, które na odległość pachną kłopotami. Najtrudniej jednak mają ci, którym to uczucie towarzyszy bardzo często. Nieufni, tacy, którzy już się kiedyś sparzyli, którzy z różnych względów mają poczucie, że nie zasługują na takiego partnera.  

Czym różni się zazdrość męska od kobiecej?

Jeśli wydaje się Wam na podstawie miejskich legend, pop kultury czy innych znaków na niebie i ziemi, że to kobiety są bardziej zazdrosne, to lepiej nie próbujcie robić kariery w prognozowaniu pogody. Większość badań pokazuje, że nie ma różnic między płciami w zakresie poziomu zazdrości. To nie oznacza jednak, że pod spódniczką damskiej zazdrości i pod spodenkami męskiej nie kryją się namacalne różnice. Różnimy się bowiem powodami, dla jakich skacze nam ciśnienie i wzrasta poziom wkurwu. Badania wykazały, że mężczyznom to ciśnienie skacze bardziej, gdy wyobrażają sobie, że ich partnerka mogłaby odwiedzić nie swoje łóżeczko. A kobieca zdrada nabiera rumieńców i zaczyna miotać płomieniami, gdy partner poświęca jakiejś obcej lafiryndzie więcej czasu i uwagi

Fot. Carola68

Różnice te mają charakter ponadkulturowy. Nie wyssaliśmy ich w TV, romansideł, internetów czy ludowych bajd. Różne kultury prześcigały się w bynajmniej nieszczególnie kulturalnych sposobach na ukaranie niewiernej żony. Zazdrosne szympansy również posuwają się do rękoczynów. I, jak się pewnie domyślacie, psychologia ewolucyjna ma tu wiele ciekawych teorii dlaczego jesteśmy zazdrośni właśnie tak. Już o tym wspominałam, więc tylko napomknę. Kobiety nie muszą się zastanawiać, czy dziecko, które właśnie z nich w bólach wyskoczyło, jest ich. Mężczyznom poszłaby para uszami, gdyby zobaczyli, że śliczny dzidziuś ma oczka Bogdana z sąsiedztwa albo ze sklepu rybnego. Nie chcą kukułczych jaj. Z kolei Żaneta, która potrzebuje partnera, który zatroszczy się o nią i jej dzieci, wyjdzie z siebie, jeśli jej samczyk będzie się pałętał po obcych gniazdkach, spędzał w nich czas i zanosił tam gałązki, piórka i pilnował innych jajeczek.

Można wierzyć teoriom ewolucyjnym lub nie, można tłumaczyć to na jeszcze inne sposoby. I warto pamiętać, że większość to nie każdy z nas

Na co się umawiamy?

Zazdrość może przybierać wiele twarzy i jest zależna od naszego osobistego kontekstu. Jeśli umawiamy się, że bawimy się w swingowanie i obydwojgu nam to pasuje, przynosząc więcej rrr do związku, to wszystko gra. Choć tkwi w tym jedna spora pułapka. Do takiego układu potrzeba naprawdę dwóch osób, które tego chcą i im to pasuje. Jak wiele jest par, w których jedna osoba godzi się na coś, czego chce druga, z miłości do niej? I z potrzeby bycia fajnym gościem, fajną laską? Taką, której na pewno wszyscy kumple Rysia mu zazdroszczą. Takich sytuacji jest mnóstwo. Miewałam tak i widziałam to niezliczone razy u ludzi wokół. Jedna z moich dawnych koleżanek do perfekcji doprowadzała bycie babą równiachą dla swojego faceta. Gdy na wspólnym wyjeździe ja mówiłam swojemu partnerowi: “Nie leź tam, bo się spierniszysz! Boję się!”, ona natychmiast dodawała: “A ty, Rysiu, możesz!”. Ja wychodziłam na czepialską łachudrę, ona na ideał. Tylko potem, gdy jej Rysio zaczynał się przy niej roztkliwiać nad pięknem jakiejś innej napotkanej laski, Idealna wybuchała płaczem. Ale ani słóweczka nie potrafiła powiedzieć z jakiego powodu owe łezki roni. To moja osobista opinia ale sądzę, że wiele kobiet godzi się na to, żeby ich Rysio latał z siurkiem jak pszczółka między kwiatkami, bo go kochają i chcą być dla niego takie super. I znoszą różne bolesne emocje z tym związane. Ale kobiety w ogóle wiele potrafią znieść. Czy faceci też tak mają? Też znoszą wiele dla swoich cudownych Żanet. I przyjemność z seksu z obcą lafiryndą niekoniecznie musi im osładzać łezki z tego powodu, że inny samczyk dogadza ich ukochanej. Kto wie czy nie bardziej niż oni sami… 

I jeśli prawdziwszy jest ten drugi scenariusz, to para w końcu wyleci z ostrym piskiem z tego czajnika, którym próbuje być ten Idealny. 

To tyle na dziś. Zostawiam Was z Waszymi osobistymi przemyśleniami na ten temat.

A o tym jak radzimy sobie z zazdrością opowiem Wam innym razem. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *