Disney u psychologa: Mała Syrenka
Jedna z tych całkiem niepoważnych opowieści, które się czasem wymskną, gdy człowiekowi chce się pisać, a jednocześnie nie chce mu się pilnować spraw merytorycznych. Mała Syrenka w rozmowie z doktorem o freudowskiej nutce w duszy.
— A więc od kiedy myśli pani, że jest syrenką? — zapytał doktor Perez poprawiając się w wysłużonym fotelu.
— M… Myślę? Przecież ja jestem syrenką! — podkreśliła przeciągle drobna dziewczyna, siedząca na krześle ustawionym pośrodku przestronnego pokoju. Doktor przypatrzył się jej uważnie. Wyglądała na lekko wzburzoną. Część jej twarzy skąpana była w ostrym słońcu, którego promienie wpadały przez ogromne, wysokie okno ze szprosami. Cień jednego z nich przecinał jej sylwetkę. Oczy ginęły w mroku. Ciemne rude włosy opadały na prawe ramię. Nie pamiętał by widział kiedykolwiek taki kolor.
— Mhm… — zamruczał po chwili namysłu.
— Mam ogon i oddycham pod wodą — tłumaczyła zniecierpliwiona dziewczyna. — Urodziłam się pod wodą! — dodała szybko. Znowu zapanowało milczenie. W snopie popołudniowego światła wpadającego do mrocznego wnętrza wirowały odrobinki kurzu.
— Nie widzę u pani ogona — powiedział powoli.
— Och, doktorze! Mówiłam panu przecież, że poszłam do wiedźmy i ona dała mi nogi! — dziewczyna klepnęła się w uda wzniecając kolejną ławicę tańczącego pyłu.
— Poszła pani… Czy żeby gdzieś pójść nie trzeba mieć nóg?
Miał wrażenie, że jej oczy się zwęziły, choć nie widział ich zbyt wyraźnie.
— Udałam się. Pasuje? — wycedziła dziewczyna.
Postukał piórem w notes nie odrywając od niej wzroku. Siedział bliżej okna, tyłem do niego. Widziała jego rozświetlony kontur, ale sylwetka pozostawała ciemna. Siedział wtopiony w fotel, z nogą na nodze. Oparty wygodnie, z połyskująco białym notesem na kolanach.
— Nie wierzy mi pan? Myśli pan, że zwariowałam?
— Ależ skąd. Niczego takiego nie powiedziałem.
— Ale pomyślał pan!
— Czy od dawna ma pani zdolności czytania w myślach?
— Niepotrzebny sarkazm, doktorze — odchyliła się na krześle i również zarzuciła nogę na nogę. Przez chwilę przyglądał się mowie jej ciała. Wokół panowała cisza. Gdzieś bardzo daleko w oddali słychać było kosiarkę.
— W porządku. Urodziła się pani pod wodą… Czy ma pani rodzeństwo?
— Doktorze, co wie pan o rybach?
— Nie rozumiem.
— Czy zna pan jakąś rybę, która nie ma rodzeństwa? — zaczęła bujać powoli nogą.
— Nie znam wielu ryb, muszę przyznać.
— W moim miocie było nas 1200.
— Hm… A którym dzieckiem pani jest? Najstarszym, najmłodszym, czy może średnim?
— Mniej więcej 1050 — przewróciła oczami.
— Hm… Czyli jednym z tych młodszych. Czy rodzice panią faworyzowali?
Chciała odpowiedzieć coś w pośpiechu, ale zatrzymała się i zastanowiła przez chwilę.
— Tak — dodała w końcu. — Jestem oczkiem w głowie mojego ojca. Nawet czasem bywa trochę nadopiekuńczy.
— Czy do tej wiedźmy poszła pani by się od tego wyzwolić? — zgadywał.
— Panie doktorze, udałam się do niej, bo się zakochałam. Powiedziałam to panu.
— Długo się znaliście zanim zdecydowała się pani do niego wprowadzić? — Perez zaczął skubać ustami końcówkę pióra.
— Jeden dzień.
— To szybka decyzja…
— Trochę trudno było mi się z nim umówić na randkę — zaśmiała się pogardliwie.
— Dlaczego?
— Cóż, nie mamy pod wodą wifi. Poczty też. A proszę sobie wyobrazić, że nie miałam na czym do niego pójść. Miałam popłynąć na audiencję? — nachyliła się powoli w jego kierunku. Mógł teraz zobaczyć jej ogromne zielone oczy. Trochę zbyt duże jak na tę drobną twarz. Słońce raziło ją ale wpatrywała się w niego usilnie.
— Mogła pani wysłać posłannika.
— Tak, nie wiem jednak czy zdołałby się dogadać leżąc dobrze wysmażonym na talerzu księcia.
— Mam wrażenie, że jest w pani sporo przekonań, które niekoniecznie chyba są odwzorowaniem rzeczywistości.
— Na przykład?
— Może zacznijmy od tego. Powie mi pani coś więcej o syrenach? Skąd się wzięły? — znowu odsunęła się w cień i westchnęła.
— Słyszał pan o ewolucji?
— Tak, znam tę teorię.
— W największym uproszczeniu – wzięliście się od małp. A syreny od ryb.
— Między rybami a ssakami wyższymi jest bardzo długi ciąg ewolucyjny… — zauważył.
— Tak. Między rybami a syrenami również — czekał przez chwilę ale nie zdawało się, że zamierza kontynuować ten wątek.
— Dobrze. Zostawmy ten temat. Dobrze się pani czuje? Wygląda pani blado.
— Czy mogę dostać trochę wody? Często zasycha mi w ustach.
— Ach tak… W pani przypadku zapewne łatwo o odwodnienie — pogładził się po brodzie. Skinął w prawy kąt pokoju. Na stoliczku pod obrazem przedstawiającym wchodzącą do rzeki damę z podciągniętą do kolan sukienką stał dzbanek i kilka szklaneczek. Dziewczyna wstała i nalała sobie wody. Przez chwilę wpatrywała się w obraz. Perez czekał. Nie ponaglał jej. Powoli wróciła na swoje miejsce.
— Proszę mi powiedzieć, czy wie pani dlaczego ją tu przywieziono?
— Nie wiem.
— Nie wie pani?
— Czy umyć panu uszy?
— Pani konkubent zawiadomił policję, bo zniknęła pani na kilka dni. Z niemałą sumką pieniędzy, z tego, co mówił. Czy rzeczywiście przywłaszczyła sobie pani jego pieniądze?
— Pożyczyłam.
— Pożyczyła pani?
— Tak.
— Na co?
— Na wróżkę — milczeli długo. Dziewczyna wzięła łyk wody i skrzywiła się.
— Słodka…
— A tak naprawdę na co je pani wydała? — Perez nie rezygnował.
— Na wiedźmę no! — zniecierpliwiła się. — Potrzebuję się tam dostać z powrotem! Po dziurki w nosie mam już bycia człowiekiem! — wychyliła jednym haustem zawartość szklanki i wytarła usta wierzchem dłoni.
— Wydawało mi się, że mówiła pani, że się zakochała i chciała tu zamieszkać.
— Zgadza się. Ale wie pan, że w baśniach nikt nigdy nie pisze o tym co było potem? Jak już wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie? Na przykład nie mówią, czy żyją razem czy osobno.
— Czy mam rozumieć, że nie jest pani zadowolona ze swojego związku?
— Nie. Mam go dosyć. Chcę wracać.
— Co to dla pani znaczy?
— No, chcę wracać pod wodę! — czknęła głośno.
— Czy miewa pani myśli samobójcze?
— Samoco?
— Czy myśli pani o tym by odebrać sobie życie?
— Zwariował pan?
— Jak więc chciałaby pani wrócić “pod wodę”?
— Nie wiem! W waszym internecie nie mówią jak znaleźć wystarczająco kompetentną wiedźmę by przeprowadziła taką operację! “Pomożemy ci stać się dokładnie taką, jaką pragniesz być!” – znalazłam taką ofertę! I co? Chcieli dobierać się do mojego nosa albo piersi! Nie wiem nawet jak szukać! Byłam już w wielu miejscach i pstro! Utknęłam tu! — skrzyżowała ręce na piersi.
— Myślę, że mogę pani pomóc — powiedział Perez zniżając głos.
— Naprawdę?
— Tak. Tak sądzę. Musi się pani uzbroić w cierpliwość, bo nie mamy metod, które działałyby tak szybko jak te u was.
— Dobrze — powiedziała dziewczyna po dłuższej chwili zastanowienia. — Poczekam ile trzeba, ale proszę, mam już dosyć tej okropnej sytuacji. Czuję się w niej zagubiona, przerażona, samotna.
— Tak… Rozumiem… Słyszała pani o schizofrenii?
***
Świetne. Dialogi super