Czym NIE różnimy się od zwierząt?

Pixabay.com / Free-photos

O przestarzałych teoriach naukowych, uprzedzeniu antropocentrycznym, kropce samoświadomości, rozpoznawaniu małpich buź i o tym, co mógłby wywnioskować o naszych zdolnościach umysłowych nietoperz, gdyby poddał nas eksperymentom.

Ten wpis dostępny jest także w formie podcastu, zawierającego kilka ekstrasków. Znajdziesz go pod wpisem i w zakładce PODCAST na stronie głównej.

Z niektórymi teoriami nauka poważnie nie nadąża za rzeczywistością. Na przykład trudno zrozumieć jak niektóre teorie o umysłach czy zachowaniach zwierząt mogą się utrzymywać i ktoś je jeszcze na serio może wypowiadać, w dobie zalewu filmów na Fb i Instagramie, czy na YT, na których zwierzęta różnych gatunków pomagają sobie i ratują się z opresji. Zawsze jak słyszę, że zwierzęta nie mają świadomości albo osobowości, dostaję skrętu kiszek. Nie powiem, że chętnie bym usłyszała jakieś dobre uzasadnienie, bo język giętki i zdolny do wygibasów “logicznych” umysł potrafi wymyślić wszelakie mądrawo brzmiące teorie. Łatwiej było jednak takich akrobacji dokonywać w czasach, gdy w ogóle straszliwie mało wiedzieliśmy o mózgu, gdy nie było funkcjonalnego rezonansu magnetycznego i innych zdobyczy techniki, które jasno pokazały, że nasze i inne ssacze mózgi nie różnią się od siebie szczególnie.

Zwierzęta kto czy co?

Zwierzętom odmawiano emocji, inteligencji, samoświadomości i zdolności rozwiązywania bardziej skomplikowanych problemów czy umiejętności korzystania z narzędzi. Z wielu powodów, których nie chciałabym nadmiernie roztrząsać. Z potrzeby bycia wyjątkowym, jedynym samoświadomym, zdolnym do abstrakcyjnego myślenia stworzeniem, mającym duszę, a poza tym – w ten sposób łatwiej utrzymywać zwierzęta w ciasnych klatkach podpinając im tylko urządzenia do wymion, a po krótkim i nieszczęśliwym życiu zabijać, żeby ludzie mogli sobie robić grilliki, jeść stejki na masę, eksperymentować na zwierzętach, niekoniecznie w etyczny sposób.

Emocjonalne zwierzaki

To, że zwierzęta mają emocje jest oczywiste, jeśli zrozumie się czym one są. Pisałam jakiś czas temu o tym, że emocje to reakcje naszych układów nerwowych na sytuację, w której się znaleźliśmy lub zaledwie na wyobrażenie, że coś może się stać. A także na wspomnienie jakiejś sytuacji. One dają nam natychmiastowy sygnał, alarmują. Serce zaczyna bić mocniej, źrenice się rozszerzają, płuca pompują intensywniej. Usłyszymy huk blisko siebie i od razu ciało teleportuje się parę centymetrów dalej. Zanim się zorientujemy i namyślimy co się właściwie stało, jesteśmy gotowi reagować. Emocje są absolutnie bazową sprawą dla naszego funkcjonowania w świecie. Zwierzęta nie tylko mają układy nerwowe i hormonalne oparte na takich samych neuroprzekaźnikach i zasadach jak my (czyli mają takie jak my oprzyrządowanie), lecz także wykazują klarowne oznaki emocji. Ich reakcje są czasem odmienne od naszych (nie widziałam jeszcze człowieka podskakującego bokiem i prychającego z najeżonym i uniesionym wysoko grzbietem, za to nie raz obserwowałam wypychającego klatkę piersiową ku górze i puszącego się męskiego samca, pytającego: “jakiś problem?”), ale one też odczuwają strach, gniew, radość, zaciekawienie i smutek. W dodatku – kto ma kota czy psa w domu nie będzie miał wątpliwości, że zwierzaki te okazują poczucie winy, czyli emocję wynikającą z funkcjonowania w grupie i świadomością złamania zasad

Gdy Martin Seligman badał wyuczoną bezradność u psów, środowisko amerykańskich psychologów, mędrkujące na konferencjach naukowych i bardzo głęboko osadzone w behawioryzmie, negowało jego odkrycia. Seligman dzielił psy na trzy grupy i umieszczał je w klatkach. W dwóch z nich podłoga raziła prądem. W jednej z tych klatek psy mogły wpłynąć na swój los i zatrzymać rażenie, w drugiej nie. Nie ważne co robiły, podłoga trykała je boleśnie. W kolejnym kroku eksperymentu wszystkie podłogi raziły prądem, tym razem klatka jednak była podzielona na dwie części i wystarczyło przeskoczyć przez przeszkodę by znaleźć się w bezpiecznej przestrzeni. Zarówno psy, które wcześniej nie miały w ogóle styczności z prądem (warunek kontrolny), jak i te, które mogły powstrzymać torturę, szybko orientowały się, że trzeba wiać. Psy, które wcześniej doświadczyły, że nie mają najmniejszego wpływu na swoją sytuację, kładły się na podłodze i cierpliwie znosiły ból.

Oczywiście światłe towarzystwo behawiorystów doszło do wniosku, że to na pewno dlatego, że pies JAKOŚ odczuł, że właśnie położenie się przynosi nagrodę. Bo przecież zwierzęta reagują tylko na warunkowane i są bezwolnymi golemami, na które działa tylko system nagród i kar. Seligman skonstruował zatem badanie, w którym w pierwszej wersji psy, które mogły przerwać rażenie, robiły to właśnie kładąc się i czekając cierpliwie. Lecz gdy tylko miały w kolejnej próbie możliwość ucieczki, natychmiast ją obczajały i wiały. Światłym panom behawiorystom trochę zajęło zaakceptowanie faktu, że psy mogą się nauczyć bezradności a badania Seligmana okazały się być bardzo ważne dla depresji. Oczywiście – wykorzystał psy, które zapewne nie zgłosiłyby się na ochotników. Na swoją obronę mówi, że wszystkie zwierzęta potem nauczył z powrotem poczucia kontroli nad swoim losem. 

Generalnie mnóstwo o swoich ludzkich emocjach i chorobach i zaburzeniach z nimi związanych (depresji, zaburzeniach lękowych) wiemy właśnie z badań nad zwierzętami. A zatem – jak komuś dziś może przyjść do głowy, że zwierzaki ich nie mają?

Kropka samoświadomości

Niektórzy odmawiają zwierzętom świadomości i samoświadomości. Czym w ogóle jest świadomość? Definiowana jest na przykład jako zdawanie sobie sprawy z istnienia otoczenia, istnienia samego siebie, z istnienia swojego życia psychicznego. To “podstawowy i fundamentalny stan psychiczny, w którym jednostka zdaje sobie sprawę ze zjawisk wewnętrznych, takich jak własne procesy myślowe, oraz zjawisk zachodzących w środowisku zewnętrznym i jest w stanie reagować na nie (somatycznie lub autonomicznie)”. Definicji jest mnóstwo i nieszczególnie klarownie wyjaśniają czym właściwie ta świadomość jest, a czym nie jest. Jednak, jak uczeni, którzy odmawiają zwierzakom świadomości wyjaśnią to, że zwierzęta wykazują skomplikowane zachowania w otoczeniu, walczą między sobą żeby zyskać prestiż, panowanie nad stadem, obfite “spiżarnie”? Jakim cudem kot miałby zaplanować polowanie, przyczaić się, wyczekać i zaatakować z zaskoczenia? Musi być świadomy nie tylko otoczenia i swojego zachowania w nim, ale również tego, że mysz może go zauważyć, a zatem musi mieć jakieś pojęcie również o jej świadomości i zdolnościach. Żeby jej nie spłoszyć. I przepędzi inne koty ze swojego rewiru, bo to JEGO teren. Czy robiłby to wszystko bez świadomości, że on to on? Co takiego miałby mieć kot, jeśli nie świadomość? Czym moglibyśmy to wytłumaczyć?

Pixabay.com / Veloweit

Zwierzęta pokazują nam także klarownie, że wiedzą, że my mamy świadomość. Mój pies Łajka prosi o pomoc, bo wie, że homo sapiens Magda rozwiąże za nią problemy, jeśli użyje swoich “specjalnych mięśni w oczach”. Zwierzęta komunikują się między sobą i z nami. Dają nam sygnały, bo wiedzą, że je odbierzemy, reagują na nasze stany emocjonalne, wiedzą, że mogą wpłynąć na nasze zachowanie. A ja mogę nauczyć Łajkę żeby robiła różne cuda, jeśli tylko znajdę sposób żeby jej zakomunikować o co mi chodzi. I to jest kluczowe! 

Bo nasza niewiedza i dziwaczne pomysły nierzadko biorą się nie tylko z dawnego, uwznioślonego podejścia do Jego Wyjątkowości Homo Sapiensa. One biorą się także ze źle przeprowadzonych eksperymentów. Pod tym “źle” kryje się wiele rzeczy. Ale przede wszystkim, projektujemy eksperymenty, za pomocą których WYDAJE nam się, że sprawdzimy czy zwierzę np. ma samoświadomość albo czy potrafi korzystać z narzędzi. To jest tak, jakby nietoperz badał czy my mamy zdolność percepcji odległości przedmiotów za pomocą eksperymentu nastawionego na użycie echolokacji. Widzę przedmiot 20 metrów ode mnie, bo mam oczy i ośrodki w mózgu, które pozwalają mi to wszystko spostrzec i ocenić. Ale testu na echolokację bym nie zdała, a nietoperz uznałby triumfalnie, że jestem prymitywnym stworzeniem, które nie ogarnia otoczenia wokół siebie.

Frans de Waal w książce “Bonobo i ateista” opowiada o eksperymentach na słoniach. Jeden miał sprawdzić czy słoń będzie potrafił skorzystać z kija i sięgnąć po smakołyki, które są dla niego za wysoko. No cóż. “Nie potrafił”. Ale Frans stwierdził: kurde, przecież one tą trąbą lubią pomacać i powąchać, to gdzie mają macać kijem? I wstawił im na wybieg pudło. Słoń bardzo szybko sobie je przepchnął tak żeby móc się wgramolić przednimi nogami i sięgnął sobie… trąbą! W dodatku słonie potrafiły przynieść sobie ten stopieniek z daleka, nie musiały mieć tych obu rzeczy – narzędzie i smakołyk w jednym momencie w “polu percepcyjnym”.

Drugie badanie, moje “ulubione”, to badanie samoświadomości. Maluje się zwierzakowi niepostrzeżenie kropkę na czole i potem pokazuje mu lustro. Jak zetrze, znaczy jest świadome siebie! O rany, genialne, co? Ale co jeśli mu ta kropka NIE PRZESZKADZA? Albo – czy każdy człowiek z buszu, który nie miał nigdy do czynienia z lustrem wiedziałby, że to dziwne coś odbija jego twarz? Do tego trzeba mieć w ogóle wiedzę czym jest lustro albo jak wygląda własna twarz w czymś, co nie jest taflą wody. A może ta kropka jest częścią twarzy? No i na przykład słonie oblewały ten test. Ups. Bo w pierwotnych eksperymentach pokazywano im małe lustro za kratami. A jak przyniesiono odpowiednio duże i pokazano je słoniowi w plenerze, to nagle ZYSKAŁ samoświadomość. Ponadto, to znowu – antropocentryczne podejście, bo stawia wzrok w centrum. Psy na przykład znacznie bardziej polegają na zapachu. I w badaniach inaczej reagują na próbkę własnego moczu, niż moczy innego psa. Znowu ta “echolokacja”. 

Moralność i osobowość

Takie eksperymenty pokazują tylko jak nikłą mamy zdolność konstruowania takich badań i wychodzenia poza swoje wyobrażenia i własną percepcję. I nie chodzi mi tu o to żeby teraz wdawać się w polemikę, że to jednak my wysłaliśmy łazika na Marsa. Tak, my. A nie bonobo albo takie inteligentne ośmiornice. Wykształciliśmy mowę, mamy zdolność bardzo abstrakcyjnego myślenia. Nie będę próbowała ujmować homo sapiensowi i udowadniać, że jesteśmy identyko ze słoniami, bonobo, kotami i psami. Jednak w wielu aspektach nie różnimy się aż tak bardzo. W jeszcze innych nie różnimy się praktycznie wcale. Zwierzęta również mają pamięć i potrafią przewidywać co może zdarzyć się w przyszłości. Gdyby tego nie potrafiły – nie wiedziałyby gdzie coś zakopały, nie zdołałyby zaplanować polowania, wyczekać na odpowiedni moment, a mój pies nie przynosiłby mi piłki dając znać, że chce iść na spacer na plażę, gdzie będziemy się nią bawić. Przynosi ją natomiast tylko rano, kiedy rzeczywiście chodzimy na plażę. Przed pozostałymi spacerami sygnalizuje inaczej. Frans de Waal opisuje też eksperymenty na naczelnych, w których odraczały one gratyfikację podobne do słynnego eksperymentu z pianką Marshmallow i dziećmi.

Fot. Pixabay.com

Wiele zwierząt funkcjonujących społecznie wykazuje dalece bardziej skomplikowane zachowania. Pocieszają się, troszczą o siebie, wchodzą w komitywy, uznają hierarchię, włączają się w spory żeby rozdzielić walczących, karmią tych, którzy są już zbyt starzy lub niesprawni by zatroszczyć się o jedzenie. Małpy potrafią też rozpoznawać twarze innych małp, choć nie zawsze dobrze radziły sobie z takimi zadaniami ze zdjęciami ludzkimi. Frans de Waal twierdzi również, że potrafiły rozpoznać na podstawie zdjęć, które małpy są ze sobą spokrewnione (choć nie mam pojęcia jak je o to poprosił, nie zagłębiałam się w tym przypadku w źródła).

Nie ulega też wątpliwości, że zwierzęta mają osobowość. Definicji osobowości jest wiele. Przytoczę dwie: 

Osobowość – to stosunkowo stałe cechy, dyspozycje czy właściwości jednostki, które nadają względną spójność jej zachowaniu.

Osobowość – to charakterystyczny, względnie stały sposób reagowania jednostki na środowisko społeczno-przyrodnicze, a także sposób wchodzenia z nim w interakcje.

Ja myślę o osobowości jako o domu budowanym na fundamencie temperamentu, który jest tą biologiczną, uwarunkowaną genetycznie częścią tego, jacy jesteśmy. A potem, z biegiem życia, doświadczeń, wtop i sukcesów, budujemy cegiełka po cegiełce swoje ja. Zwierzęta też przychodzą z genetycznym zestawem cech, które sprawiają, że np. łatwiej, szybciej reagują na bodźce z otoczenia, szybko się wyluzowują albo wręcz przeciwnie – długo drżą, gdy się czegoś wystraszą. I doświadczając różnych zdarzeń, lepszych i gorszych, zmieniają się. Dokładnie tak, jak my. Zwierzę, które bito, będzie się kuliło, gdy podniesiemy energicznie rękę, będzie bardziej strachliwe, nerwowe. Albo będzie ostrożne wobec innych psów, gdy w dzieciństwie pogonią je dwa duże owczarki. Inny zwierzak będzie rezolutny i śmiały, chętnie nawiązujący relacje, podczas gdy ten pierwszy będzie się krył pod spódnicą “mamy”.

Naczelne potrafią hamować swoje impulsy, respektować ustalone w grupie zasady i ponoszą konsekwencje ich niedotrzymywania. Wiele nieporozumień na temat zwierząt bierze się z tego “uprzedzenia antropocentrycznego”, jak nazywa je Frans de Waal. I gdy słyszę argument, że osoba, która dostrzega wszystkie te rzeczy, mając np. jak de Waal kilkadziesiąt lat doświadczenia jako badacz naczelnych, nadto antropomorfizuje zwierzęta, to odwracam tego kota ogonem i odpowiadam: różne głupoty, których sobie człowiek o zwierzętach nawyobrażał biorą się jego antropocentrycznej fiksacji. I pora już pochować tę przestarzałą wiedzę i usypać jej zgrabny kurhanik.

Bliski nam Puszek i świata pępuszek

Gorąco polecam książki Fransa de Waala. W kolejce mam “Dziką sprawiedliwość. Moralne życie zwierząt”, której autorami są Marc Bekoff i Jessica Pierce. Jeśli mimo różnych niezrozumiałych głupot na temat zwierząt, które do Was docierały smuciliście się, że Wasze domowe zwierzaki nie mają osobowości, albo że tylko Wam się wydaje, że są takie społeczne i ciepłe, a tak naprawdę to wszystko instynkty czy system nagród i kar, to nie przejmujcie się. Wiele teorii nie różni się szczególnie od bajek z książeczek dla dzieci, choć bywają bardziej od bajek szkodliwe. A jeśli nadal nie wierzycie, że tak bardzo się od zwierzaków nie różnimy i polecone lektury Was nie przekonają, a w dodatku macie ochotę pohejtować mnie w komentarzach, to już chyba nic Was nie przekona. Każdy ma prawo wierzyć w co chce i czuć się pępuszkiem świata. 

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie BANER-KSIAZKA-POD-ARTYKULEM-1024x434.png

One Response to “Czym NIE różnimy się od zwierząt?

  • Podpisuje się pod tym artykułem rękami i nogami. Zwierzętami otaczam się od dziecka i zawsze widziałem w nich istoty rozumne i świadome. To się po prostu widzi kiedy wchodzi się z nimi w interakcje. Zawsze byłem zdumiony jak “naukowcy” odbierali im świadome działanie, jednocześnie potwierdzając, że mają podobnie zbudowany mózg, który działa na tej samej zasadzie. Dodatkowo zachowanie zwierząt w różnych sytuacjach jest takie jak nasze. Mimo to według nich ludzie robią to świadomie, a zwierzęta – jakimś cudem nie. To jest dopiero coś nierealnego. Reagować tak samo jak ludzie, mieć tak samo działający mózg, ale być totalnie nieświadomą istotą. Na szczęście podejście samych naukowców się zmienia z roku na rok. Teraz już mało kto zadaje pytanie, czy zwierzęta mają świadomość. Zadaje się pytanie na jakim poziomie ta świadomość występuje i jak jest rozbudowana. Niestety jeszcze wiele lat i bezsensownego cierpienia zwierząt upłynie, zanim ludzkość to pojmie.
    Na szczęście są tacy ludzie jak Ty, ja i podobnie myślący, którzy starają się zmienić ten stan rzeczy.

    Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *