Czy spędzasz dzień tak, jak lubisz? “Slow life”

Co naprawdę lubisz robić? Co sprawia, że Twoje serce bije mocniej, na policzkach pojawiają się wypieki? Albo czujesz się po prostu bardzo błogo i beztrosko? Zapisz sobie te rzeczy na kartce. A teraz, za pionową linią obok rozpisz czynności, które tworzą Twój dzień. Znajdujesz jakieś rzeczy wspólne? I czy oby nie marnujesz życia na coś, czego nie znosisz, lub jest ci obojętne?

Zadania z kartką, długopisem i własnymi szczerymi myślami są wytrychem do zamkniętego w codziennych schematach umysłu. Uwielbiam je i odkrywam na nowo. Joanna Glogaza, autorka książki “Slow life”podrzuca ich całkiem sporo. Rzekłabym, że książkę połknęłam ostatnio jednym haustem, ale byłaby to nieprawda. Bo między innymi jej lektura przypomniała mi, że niektóre rzeczy warto smakować, przeżuwać i delektować się nimi refleksyjnie.

Jedno z ważniejszych ćwiczeń z kartką i długopisem z książki Asi to wypisanie swoich aktualnych priorytetów i na co chce się poświęcać czas. Na odwrocie piszesz co robiłaś w ostatnim tygodniu – co tylko przyjdzie Ci do głowy, jak leci. A potem trzeba jeszcze raz zerknąć na pierwszą stronę i zobaczyć co i ile z tych rzeczy się pokrywa. Jeśli nic to… jesteś pewna, że chcesz by tak to wyglądało?

Dzień jak co dzień

Pomyśl o swojej codzienności. Zastanów się co tak naprawdę lubisz robić? Nie chodzi mi o jazdę na nartach czy nurkowanie (choć dlaczego nie? Na takie zamiłowania też trzeba mieć czas!). Chodzi o przyjemności dnia. Z czym kojarzy Ci się błogie, szczęśliwe, satysfakcjonujące życie? Zapisz to, a tuż obok – jak ono naprawdę wygląda. Zastanów się potem czy rzeczy, które robisz na co dzień dają ci przyjemność. Czy możesz je nazwać fajnym życiem.

Lektura “Slow life” była dla mnie przełomem. Choć w sumie, co zabawne, nie mówi o rzeczach absolutnie przełomowych. Ale jest głosem rozsądku z zewnątrz. Przypomina o radości z rzeczy prostych, o tym, że czasem warto się polenić i zatęsknić za tym czasem, gdy dużo się dzieje. A nie trwać w nim bez przerwy, byleby coś nas nie ominęło. Pisze o odpuszczaniu tego, co już nam nie służy, albo nam się znudziło i przyznanie się do tego sprawia nam przykrość. Albo tak dużo już w to zainwestowaliśmy, że przecież nie powinniśmy odpuszczać. To byłby przecież zmarnowany czas, zmarnowane możliwości.

Mamy 24 godziny w ciągu dnia, 7 dni w tygodniu itd. na to by żyć tak, jak chcemy i jak sprawia nam przyjemność. Albo… na zawalenie sobie tego czasu czymś, czego nie znosimy! A przecież stała gonitwa za pracą i zobowiązaniami, z bardzo krótkimi przystankami na powiedzenie sobie: “Ale super rzeczy zrobiłam”, wcale nie czyni życia radosnym. Czyni je czasem bardziej satysfakcjonującym, to prawda. Ale żeby tę satysfakcję mieć trzeba też poczuć, że coś się zrobiło dobrze, z zaangażowaniem. Umieć pocelebrować te chwile, gdy coś dużego się skończyło i… w ogóle nazwać to dużą rzeczą. A nie przysypać natychmiast milionem innych.

Zadawaj sobie pytania

Momenty zatrzymania się i spojrzenia na to co robimy z dystansem pozwalają nam zastanowić się czy te działania w ogóle mają sens z perspektywy naszych priorytetów, albo czy dają nam radość. Czy praca nas satysfakcjonuje? Czy budujemy wartościowe relacje? Czy nie funkcjonujemy oby w utartych schematach, w których wcale nie chcemy być, ale kredyt, rodzina itd.? Czy mamy czas dla przyjaciół?

Zrób to ćwiczenie. Zadaj sobie jeszcze więcej, jeszcze trudniejszych pytań. Wypisz to, co uznajesz za swoje hobby. Albo co robisz, bo czujesz, że chcesz się rozwijać. I pomyśl szczerze, czy te rzeczy są naprawdę twoje, naprawdę ważne, naprawdę chcesz inwestować w nie czas? A może to jakieś ogólnie utarte “pomysły na marzenia”, albo top 3 z listy najpopularniejszych pasji, uznawanych za najatrakcyjniejsze?

Ja zadałam sobie masę takich pytań. Na niektóre już sobie odpowiedziałam. Inne cały czas kotłują się w mojej głowie, rozmyślam jak to z nimi naprawdę jest. Bo nie zawsze wiemy co naprawdę jest dla mnie ważne. Zaczęłam się też dużo bardziej zastanawiać nad nowymi przedsięwzięciami. Co mi przyniosą, czy dadzą mi satysfakcję, radość, przyjemność, czy będą miały jakieś znaczenie. Wreszcie – czy gra jest warta świeczki? Czy włożony w coś czas przekłada się na poziom satysfakcji?

Nie odliczaj – szkoda życia

Najgorzej jest tkwić w czymś, czego się nie lubi. W pracy, w związku, w towarzystwie. Zamiast cieszyć się codziennością odliczasz dni. Do weekendu, do końca projektu, do końca miesiąca, do wakacji, do końca roku. Do momentu, gdy już będzie “z górki”. Tyle że do weekendu jest jeszcze parę dni, do końca projektu czy roku – miesięcy. I to też jest twoje życie. Naprawdę chcesz je przeczekać?

Często intrygują mnie ludzie, którzy wybierają życie w domu poza Warszawą, ciągle w niej pracując. Spędzają np. 1,5 godziny rano w drodze do roboty i tyle samo wieczorem, często samochodem w korkach. To trzy godziny. Nierzadko tyrają jeszcze w domu, wyrabiając nadgodziny bo np. muszą jakoś ten dom spłacać. Budując go mieli marzenie o pięknym życiu poza miastem. Śniadaniach na werandzie, letnich wieczorach z lampką wina przed kominkiem. Czytaniu książek w hamaku w ogrodzie. A jak potem wygląda rzeczywistość? Korki, praca, praca, totalny brak sił i chęci do życia. I żyją tak, bo dostają trochę czasu w tym ogródku i na tym tarasie w weekend. Zaproszą znajomych, zrobią grilla. Będzie super, a… już w poniedziałek zaczną odliczać dni do kolejnego weekendu.

Jeśli masz wrażenie, że ciągle za czymś musisz pędzić – zatrzymaj się i zastanów czy gonisz właściwego króliczka. Czy robisz to, co chcesz, nie to, czego powinieneś chcieć. Czego chce statystyczny Polak, mężczyzna w wieku X, kobieta z wykształceniem Y, itd.

Porządki

I nie zwalaj sobie na głowę miliona rzeczy. Naucz się być asertywna. Nie sadzać tyłka na 5 gałęziach na raz. Naucz się wartościować – czego chcesz naprawdę, a co tylko fajnie mieć na swoim koncie. Oceniaj realnie swój czas i możliwości. Unikaj ludzi, którzy wysysają z ciebie energię albo zwalają ci na głowę rzeczy, których nie chcesz i nie lubisz. Nie trzeba się przyjaźnić ze wszystkimi. Odpowiadać na wszystkie wiadomości. Nawet kosztem tego, że ktoś cię uzna za buca.

Książka zainspirowała mnie do przyjrzenia się wielu moim działaniom na nowo. Uczę się skupiać na jednej czynności na raz żeby zrobić ją lepiej i bardziej efektywnie, albo po prostu czerpać z niej więcej przyjemności. Pracować na 1-2 otwartych oknach przeglądarki żeby się nie rozpraszać i krócej siedzieć przed komputerem. Zaglądać na Fb w określonym celu i na określony czas. Robić sobie listy zadań i ich pilnować. Oddzielać pracę od odpoczynku – tak naprawdę.

Nauka odpuszczania sobie

Z czystym sumieniem robić rzeczy, które po prostu lubię, ale i przyznawać przed sobą do czego straciłam zapał. Przyglądać się temu i decydować co lepiej teraz odpuścić – może kiedyś jeszcze przyjdzie czas. Na takiej zasadzie odpuściłam ostatnio zajęcia teatralne. Fajna sprawa, wielka szansa robienia wreszcie rzeczy, do których nie miałam kiedyś odwagi. Występowania na scenie, śpiewania. Dostałam się na nie bez wiary, że się uda. Były wielkim zaskoczeniem, wspaniałym doświadczeniem i dały mi szansę występu przed publicznością, a nawet stanięcia na deskach Teatru Polskiego w Bielsku-Białej.

Kosztowało mnie to jednak masę czasu. Parę dni spędzonych na sześciogodzinnych próbach w tygodniu przed koncertem, 6 godzin w każdym tygodniu. Wszystko to mało gęste, rozproszone i… nie do końca spełniające moje marzenie. Bo koncerty, na których śpiewa się głównie piosenki Magdy Umer i innych staroświeckich wykonawców, nie są jednak moją bajką. Chodzenie na te zajęcia zabierało mi ponadto czas na inne rzeczy, które lubię. (Sześć godzin w tygodniu spędzonych na pole dance czy jogę posunęłoby mnie o lata świetlne w rozwoju. O ile oczywiście nie dorobiłabym się natychmiast kontuzji 😉 ). Więc odpuściłam. Mimo że decyzja była trudna i że zostałam doceniona i dostałam szansę. Trudno. Coś się kończy, coś się zaczyna.

Pocelebrowałam za to czas, który zaoszczędziłam w ten sposób, i spędziłam go na drobnych przyjemnościach, które uczyniły moje dni szczęśliwszymi i bardziej błogimi.

  • Wylegiwałam się przed kominkiem z moimi psami.
  • Poszłam z nimi na fajne, mroźne spacery.
  • Zrobiłam zakupy świąteczne dla najbliższych.
  • Pośpiewałam świąteczne piosenki w domu do karaoke na Youtube.com.
  • Poczytałam książki owinięta w koc i z kubkiem gorącej herbaty.
  • Popracowałam uczciwie, z wyłączonym Facebookiem, nie pozwalając sobie na jakiekolwiek rozpraszacze i byłam z tej pracy zadowolona.
  • Poszłam na koncert gongów i mis tybetańskich.
  • Poświęciłam więcej czasu jodze.
  • Napisałam parę tekstów na bloga.
  • I pomyślałam o tym jakie mam w życiu szczęście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *