Cukinii śmierć

Najciekawiej jest gdy w spiżarni zostaną te rzeczy, z którymi kompletnie nie wiadomo co zrobić. Seler naciowy, który przykleił się do łapy w markecie, a potem jakoś co niczego mi nie pasował. Albo jak zostają np. już tylko ziemniaki i przyprawy. Wtedy zaczyna się improwizacja.

W ten sposób odkryłam, że seler naciowy świetnie komponuje się z cynamonem i smakuje wyśmienicie podsmażony z olejem kokosowym. Wcale nie trzeba go robić na słono. Z cynamonem i olejem kokosowym rewelacyjnie też sparowała się kasza gryczana, która ma naturalnie słodki posmak. Jeśli jeszcze dorzuci się prażone orzechy włoskie – dostaje się ekspresowe, pyszne i łatwe w przygotowaniu jedzenie. Zwłaszcza, że jak to określiła moja przyjaciółka Kinia: „Kasza gotuje się sama”. Z cynamonem, olejem kokosowym, świeżym imbirem i płatkami migdałów wyjątkowo przyjemnie komponuje się podsmażona (lub uduszona) marchewka. Jak kto lubi to i w towarzystwie batatów. Nie zaszkodzi też trochę miodu do tej kompozycji. Można to nawet nazwać deserem!

Jeśli odrzuci się choć na kilka dni jedzenie, po które sięga się najczęściej – np. chleb, szynkę, ser… No dobrze, nie idźmy w “parówkowe” standardy, porozmawiajmy o czymś zdrowszym, ale równie sztampowym. Zdrowe jedzenie nierozerwalnie kojarzy się w powszechnej świadomości z cukinią. Kiedyś też jadłam jej całkiem sporo. Dziś mam na nią coraz większą alergię mentalną. „Weźmiesz cukinię, paprykę…” – słyszę i już prawie mam wylew. Wszystkie nijakie lecza, po których na brzuchu można namalować oczka i buźkę i sprzedać jakiemuś dziecku jako balon. Grillowana cukinia też zwykle wychodzi jak mokry wacik do demakijażu.

20161009_104203

Warzyw jest całe zatrzęsienie, dlaczego więc we wszystkim co “zdrowe” ma lądować cukinia i papryka? Dlaczego leczo? Dlaczego nie zjeść surówki ze świeżego kalafiora, pomidorów, rukoli czy bazylii i prażonych nasionek? Dlaczego nie sięgnąć po grillowane bataty z pastą z kaszy jaglanej, jarmużu i karczochów w oleju, które można kupić w markecie (ale lepiej unikać tych z octem)? Dlaczego nie ugotować ziemniaków w mundurkach i po odlaniu wody nie dodać młodych liści szpinaku, oliwy, czarnych oliwek soli, pieprzu i kuminu? Albo tylko oliwy i majeranku? Obok cukinii jest jeszcze dynia – dająca znacznie więcej możliwości kulinarnych, jest korzeń pietruszki – bardzo słodki. Są buraki. Jest wspomniany już kalafior. Z niego też można zrobić placki. Z batatów i marchewki zresztą tak samo.

Cukinia to jednak małe miki w porównaniu z tofu i produktami sojowymi w kuchni wegańskiej. Pamiętam jak zawiodłam się na tym aspekcie w książce: „Kuchnia dla biegaczy. Siła z roślin”. Przeprowadziłam długą i bardzo inspirującą rozmowę z autorami książki Violą Domaradzką i Robertem Zakrzewskim. Mieliśmy takie flow, że bylibyśmy tam siedzieli i pół roku, gdyby nie obowiązki. Z fascynacją słuchałam jak opowiadają o swoich eksperymentach, diecie, tiramisu z awokado i czekoladowym cieście na bazie buraków. Jak tylko książka wpadła w moje ręce naparzyłam sobie herbaty, przykryłam kolana kotem i z niecierpliwością siadłam do czytania. I zgrzyt jak na starej zwrotnicy kolejowej.

Tofu tu, tofu tam, to fu, tamto fu, a to wszystko co z tofu to fe.

Było rzecz jasna sporo dobroci w tej książce, ale ilość tofu mnie powaliła. Dlaczego? Bo nie lubię tofu! I wcale nie dziwię się tym, którzy nie będąc na diecie wegańskiej patrzą na nią jako na coś paskudnego przez to właśnie tofu. Ileż to razy słyszałam: „Ja bym nie mógł. Nie lubię soi”. „O, to widzisz, dokładnie tak jak ja” – mówię wtedy zwykle. Nie wiem po kiego czorta psuć dobre jedzenie tym produktem seropodobnym (a raczej seroniepodobnym…), po którym w jelitach niewątpliwie lęgną się diabły od tej siarkowej atmosfery.

Wege dieta nie musi być tożsama z tofu. Ja od lat nie tykam produktów sojowych. A jeśli tknę to kończy się to nawijmy to… „rozpierduchą” w brzuchu. Konia z rzędem temu, kto naprawdę lubi to tofu… Roślinnych mlek i śmietanek jest tyle co igieł na jeżu. Kokosowe, migdałowe, laskowe, a jak komuś szkodzą orzechy to konopne, owsiane, jaglane, gryczane… W marketach można kupić śmietankę ryżową. Na Jadłonomii, jak zresztą i na wielu innych super kulinarnych blogach można znaleźć opcje zrobienia serka z orzechów nerkowców czy migdałów. Można zrobić gęstą pastę z kaszy jaglanek – też będzie świetną imitacją serka, a nawet jajecznicy, jeśli ktoś potrzebuje. I choć Violę i Roberta lubię, a ich książkę cenię za wiele rzeczy, to zawiodłam się, że tak często sięgają po tofu i soję utwierdzając młodych adeptów wege-diety, że tak to się właśnie robi.

15194328_1804876633120763_6407089826323456396_o

Patrząc na to panowanie cukinii i tofu nie dziwię się, że tak wielu ludzi jedzących tradycyjnie uważa, że dieta roślinna jest niesmaczna i uboga. Leczo stało się dla mnie odpowiednikiem bigosu w kuchni tradycyjnej.

Jest jeszcze jedna sztampa, którą warto odrzucić żeby poznać nową jakość. Ok, sztamp jest wiele, ale nie będę opowiadać o rzeczach tak oczywistych jak pieczywo, mleko, sery czy jajka. Opowiem o sobie pomidorowym.

Makaron z całkiem fajnymi warzywami i nasionkami najczęściej zalewa się pomidorowym sosem, przez który niemal zawsze smakują tak samo. Ok, ja też czasem mam ochotę po prostu na fajny pomidorowy sos smakujący… pomidorowym sosem. Może trochę ostry, może trochę bardziej czosnkowy. Też da się zrobić to różnorako. Ale makaron naprawdę może super smakować TYLKO z warzywami z patelni czy z nasionkami i ziołami. Spróbujcie kiedyś dodać tylko oliwę z podsmażonym na niej czosnkiem i posiekaną drobno pietruszkę i odrobinę papryczki chilli albo japaleno. Albo suszone pomidory i szpinak, a dodatkowo posypcie to prażonymi nasionkami słonecznika albo dyni. Albo dodajcie curry i czarnuszkę i garść rukoli. Polejcie olejem z prażonych nasion sezamu, który można kupić w Biedrze.

13996068_1756013831340377_6080534898311979887_o

No dobrze. Złośliwy ton i drobne uszczypliwości są dla zabawy. Są małym kuksańcem dla tych, którzy o kuchni myślą szablonowo. Czasem, próbując ugotować coś z tego „waszego dziwnego wege świata” biorą się za to wypisz wymaluj jakby lepili kotlety mielone na obiad dla teściów. I mówią później z dużą pewnością siebie, że spróbowali, ale to nasze jedzenie to takie raczej średnie, niedobre, no może tak raz na jakiś czas by mogli zjeść to leczo albo tamto fu.

Chciałabym też przełamać mit, że to jedzenie roślinne to takie pracochłonne i zajmuje dużo czasu. Nachodzić się trzeba i natrudzić. Tymczasem kasza z ziołami i oliwą może być supersmaczna, a jeszcze bardziej superprosta w przygotowaniu. Tak samo ziemniaki w mundurkach ze szpinakiem. I nie trzeba robić specjalnych kotletów z grochu, moczyć przez noc soczewicy czy nakroić się cebuli i papryki żeby zjeść po wegańsku, smacznie i szybko.

Eksperymenty w kuchni to fascynująca sprawa. Trzeba tylko schować przed wzrokiem parę standardów jazzowych, które sprawią, że na stole wyląduje to co zwykle. Smacznego!

No Responses to “Cukinii śmierć

  • Do bycia wege, to mi jeszcze sporo brakuje, nie wiem nawet czy zdecyduję się na to, ale takie jedzenie, o którym piszesz baaardzo mi odpowiada. Inspirujesz mnie.

    U mnie eksperyment z niesmażeniem trwa, choć w sumie mogłabym już wrócić do “normalnego” jedzenia.
    Zawsze mi się wydawało, że bez smażenia ani rusz, żeby było aromatycznie i smacznie, a tu się okazuje, że wyjście poza schemat i ograniczenie możliwości paradoksalnie powoduje, że możliwości jest więcej, a nie mniej 🙂

    Ograniczanie tłuszczy spowodowało, że zrobiłam suszone pomidory w wodzie z ziołami, bez oliwy. Przy okazji powstał genialny napar o barwie ciemnego bursztynu, idealny jako sos do sałaty. Gdybym mogła jeść tłusto, za nic nie przyszło by mi coś takiego do głowy.

    • Joanno, Twój beztłuszczowy eksperyment budzi moją zazdrość. Zastanawiałam się dlaczego, skoro mogłam zrezygnować z cukru, nie potrafię sobie teraz wyobrazić jedzenia z mniejszą ilością tłuszczu. Ale doszłam do wniosku, że może właśnie dlatego 🙂 Bo jak się rezygnuje ze słodkiego to się chce więcej tłustego. To rewelacyjny eksperyment. Ja mam póki co mocne postanowienie żeby przestać smażyć. Tylko dodawać oleje “na zimno”. I skutecznie mnie do tego zachęcił ostatni wyjazd jogowy. Jedzenie było potencjalnie pyszne, wegańskie. Ale mój brzuch cierpiał po nim niemożebnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *