Co psychologia mówi o tatuażach?

Czy tatuowanie się ma związek z czerpaniem przyjemności z bólu, okaleczaniem się, głębokimi problemami emocjonalnymi i traumami związanymi z maltretowaniem? A może świadczy o większej swobodzie seksualnej, uzależnieniach i skłonności do przestępstw? Czy tatuaż mówi nam o tym, że ktoś ma jakiś problem?

Gdy pokazałam mojej mamie swój pierwszy tatuaż to gorzko się popłakała. Nie raz słyszałam od innych ludzi, jak to okaleczyłam swoje ciało. Pytano mnie też czy mam świadomość, że to już jest na zawsze. I że “jak to będzie wyglądało na starość, gdy moje ciało straci elastyczność, a fe”. Serio? Czy dla starzejącej się kobiety, której ciało tak bardzo się zmienia to tatuaż jest największym zmartwieniem? Bez tatuaży starsze ciała damskie i męskie wyglądają jakoś szczególnie piękniej? Najbardziej zabawne jest, gdy z szczwanym wyrazem twarzy mówi Ci to dziad z piwnym brzuszkiem. 

Wytatuowane ziółka

Argumentów atakujących tych, którzy zdecydowali się na tatuaże jest znacznie więcej. Że to głupia moda, że im się znudzi, że do pracy ich nie przyjmą jak zobaczą tatuaż. Że tatuaże znaczą recydywistów. A wreszcie, że pokazują, że masz coś nie tak z głową. Bo to przecież jawny akt autoagresji, okaleczenia, więc musi świadczyć o jakimś grubym problemie. Z wielu badań wychodzi, że ci wytatuowani to niezłe ziółka. Cechują się rozwiązłością seksualną, brakiem zahamowań, większą skłonnością do trawki i to nie tej, która jest zieleńsza u sąsiada. Opowiem Wam dziś trochę o tym, co psychologia mówi o tatuażach. Jakie cechy ludzie przypisują tym, którzy mają tatuaże i jak badacze odpowiadają na pytanie dlaczego ludzie “to sobie robią”. Nie byłabym sobą gdybym przy okazji nie powiedziała Wam co o tym wszystkim myślę 😉

Po co ludzie się tatuują?

Zacznę od tego, że tatuaż nie jest niczym nowym. Nie wymyślili go w więzieniach, nie stworzyli go harleyowcy ani sataniści. Ta sztuka zdobienia ciała ma historię liczącą ponad pięć tysięcy lat (!), a motywacje stojące za dokonywaniem tego aktu znacząco się różniły w zależności od miejsca, czasu i potrzeb konkretnych osób. 

Chwytliwe koncepcje, o których pewnie słyszeliście mówią, że tatuowanie się ma związek z czerpaniem przyjemności z bólu, okaleczaniem się, głębokimi problemami emocjonalnymi i traumami związanymi z maltretowaniem, większą swobodą seksualną, uzależnieniami i skłonnością do przestępstw. Co z tych rzeczy ma sens i czy tatuaż mówi nam o tym, że ktoś ma jakiś problem?

Niejaki Armstrong i jego ekipa, w 2002 roku wyróżnili 3 grupy motywów dlaczego ludzie się tatuują:

Powody estetyczne – czyli “podoba im się jak to wygląda”. Ci ludzie, którzy tatuują swoje ciało z powodów estetycznych chcą mieć piękny wzór. Uważają, że uczyni on ich ciało piękniejszym. To na przykład te dziewczyny, które tatuują sobie kwiaty, pióra czy ptaki. Ale nie tylko – wszak – to, co się komu podoba to rzecz gustu.

Powody indywidualne – związane są z chęcią wyrażenia w ten sposób siebie i podkreślenia swojej wyjątkowości. Co w moim odczuciu tłumaczy dlaczego tatuaże w dzisiejszych czasach stały się tak popularne. 

Powody społeczne – związane są z chęcią podkreślenia przynależności do grupy. To na przykład harleyowcy, crossfiterzy, triathloniści, heavymetalowcy czy inni, którzy nie szli po głównej linii kanonu piękna. I którzy w ten sposób chcą zamanifestować swoje upodobania, zainteresowania czy wyznawane wartości. 

Fot. merdansahan

Zanim tatuaż zrobił się tak popularny rzeczywiście mógł być to jakiś znak rozpoznawczy osoby, która mimo tej całej krytyki i gadania, że olaboga nie będzie mogła pracować w banku czy na poczcie albo nie zostanie prezesem korpo (?), decydowała się, że ma to w nosie. I że jej się tatuaże albo podobają, albo pozwalają wyróżnić (w jej odczuciu) albo podkreślić przynależność do subkultury. I miałam też poczucie, że to są osoby, które tak łatwo nie zmieniają poglądów. Że dziś ta wytatuowana laska nie nabierze w żagle całkiem innego wiatru. A jeśli nawet, to w jej duszy ciągle zostanie coś z tamtych lat.  Nie miałam okazji spotkać kogoś, kto by powiedział, że żałuje, że się wydziarał. Nie znam też osób, które tatuowały sobie  LOVE DŻEJMS czy DŻESIKA FOREVER, to może dlatego. 

10 powodów do zrobienia sobie tatuażu

Jeszcze inni uczeni Wohlrab, Stahl i Kappeler podali aż 10 takich grup czynników motywacyjnych do tatuowania ciała. Wspomnę Wam o nich króciutko zanim przejdę do bardziej kontrowersyjnych pomysłów. Oni również wskazali powody estetyczne zauważając, że niektórzy traktują tatuaż nawet jak dzieło sztuki, które noszą na sobie. To nie są ci od róż, rewolwerów, serc i czaszek.

Ważnym powodem wydaje mi się ten związany z tożsamością. Bo podczas gdy niektórzy tatuują sobie po prostu ładne lub modne wzory, dla innych tatuaż musi nie tylko “coś znaczyć” ale być powiązany z nimi samymi. Z ich przeszłością, wartościami. To pewnie ci bardziej nostalgiczni, tacy jak ja. Gdy wydziarałam sobie Ciri, wiedźminkę z fajkiem w dłoni, która ma dosyć ciężki charakterek jak na “kobiecy tatuaż”, to pomyślałam, że pora przyprawiać sobie wąsy i kupować Harleya. Ale ona właśnie taka do mnie pasuje. Moje tatuaże zawierają wiele ważnych dla mnie symboli, o których nikomu nie opowiadam. Dla innych to tylko wzór.

I tu pojawia się jeszcze jeden motyw “dlaczego ludzie to sobie robią”. Dla niektórych ludzi to taki symboliczny moment przejścia. Obrządek. Dawniej bardzo bliska mi koleżanka zrobiła sobie tatuaż z okazji 30. urodzin. Było to dla niej samej pewnego rodzaju zaskoczeniem, bo nie miała jakiegoś superpozytywnego stosunku do tatuaży. To znaczy – u kogoś orajt, ale żeby ona? A jednak przyszedł taki moment, że poczuła, że chce. Że tak może coś zamknąć, coś zachować. Moja wiedźminka ma fajka w ręce, też na pamiątkę zupełnie innych czasów. 

Jeszcze innym powodem według badaczy jest opór. Bunt przeciwko rodzicom czy społeczeństwu albo prowokacja. I jak dla mnie ma to sens. Na najrozmaitsze sposoby pokazujemy, że jesteśmy buntownikami. Więc dlaczego nie tak? Poruszana jest także kwestia uzależnienia i motywacji seksualnych i podkreślania swojej atrakcyjności. Choć niewątpliwie uzależnienie to ma się nijak pod względem skali do chlania, fajków, gier komputerowych czy mediów społecznościowych. Tatuaż jest niewątpliwie w większości przypadków tańszy niż fura, motór, sztuczne cycki i torebki za 25 000 zł. 

Jest i grupa, która tatuuje się bez konkretnego powodu, jak sami twierdzą. Wydziarały się pod wpływem impulsu, odrobinę przyćpawszy albo – bo zrobiła to koleżanka.

Wejdźmy trochę głębiej – czyli kontrowersje wokół tatuażu

Rozważałam podjęcie tematu związków między tatuażami a cechami psychicznymi ich posiadaczy. Ale gdy zapoznałam się z literaturą, od której się wszak wychodzi, poczułam, że nadal jest to bardzo kontrowersyjny temat i że literatura ta jest mocno skażona uprzedzeniami. Trudno jej zatem ufać. Wyraźnie czułam także, że osoby, które podejmowały się badania tego tematu, a na których teksty trafiłam – same nigdy sobie tatuażu nie zrobiły. I powtarzają czasem po prostu jakieś osobliwości. Jak odwołanie do jednej z teorii ewolucyjnych niejakiego Zahaviego, który wydumał, że wytworzenie kosztownych ornamentów (np. pawiego ogona), które upośledzają na co dzień funkcjonowanie osobnika (w tym wypadku pawia) ale świadczą właśnie o jego wyjątkowych genach. Tylko osobniki o wybitnej jakości genów są w stanie kosztownie się “reklamować” i przeżyć z takim ornamentem. 

No i jak się ma do tego tatuaż?

Kolorowe ogony i pasożyty czyli hipoteza upośledzenia

No najwyraźniej tak, że skoro gość przeżył “upośledzony” tatuażem, to znaczy, że jest super typem i właśnie ten tatuaż ma pokazywać jego potężne geny, które oparły się tej okrutnej ranie po tatuażu i temu wielkiemu obciążeniu, jakim jest wstrzykiwanie barwnika pod skórę. Uczeni zaproponowali takie wyjaśnienie, bo zauważyli, że w ich próbie badawczej wytatuowani mężczyźni byli bardziej symetryczni. A to jest oznaką bycia lepszym jakościowo. Czy jednak ten “ornament” dziarają na swoich ciałach tylko ludzie o “najlepszych genach”?

Nie wiem jak Wam się ta teoria podoba i pewnie narażam się znowu na krytykę (ba! już samo to, że mam tatuaż może nie zostawić na mnie suchej nitki!) ale jak dla mnie to jedna z tych, które można opowiedzieć dzieciom na dobranoc. Zwłaszcza, że teoria z pawiem też jest tłumaczona pokrętnie. Raz jest mowa o tym, że najlepsze ogony mają pawie, które mają jednocześnie najmniej pasożytów (takie zdrowe!). Innym razem, gdy znajduje się paw, który akurat ma pasożytów dużo, a przy tym śliczny, mocno wybarwiony ogon, to też trzeba to jakoś wytłumaczyć. “Ha! Taki zdrowy, że mimo pasożytów ma taki kolorowy ogon!”.

Tatuaż a trauma

Inne sugestie są takie, że takie modyfikacje ciała mogą być sposobem na poradzenie sobie z traumatycznymi doświadczeniami. No, zawsze zastanawiają osoby, które robią coś w nadmiarze. Gość czy gościówka, którzy mają tatuaże nawet na powiekach są równie “dziwni” co gostkowie, którzy biegną przez 48 godzin non-stop albo przez tydzień czy co-tu-innego-można-jeszcze-wstawić. Nawet ci drudzy – powiedziałabym – dostarczają sobie wpierdolu znacznie więcej niż ci, którzy się cali wytatuowali. Choć to na tych co biegną spojrzymy z błyskiem w oku, że są tacy inspirujący. Choć zdecydowanie nie zabraknie i takich, którzy szykują już na nich wiaderka pomyj i rozpoczynają demonstracyjne pukanie się w czoło.

Czy ludzie bez tatuażu nie doświadczyli traumy? Nie mieli trudnego dzieciństwa, nie dokonują autoagresji na przeróżnych polach? Ja znam takich wielu. Wielu z nich gardzi tatuażem. Oczywiście żaden to przykład, bo w nauce trzeba wziąć dwie grupy i przebadać. A jeśli średnie z wyników się różnią, to o ile nie jest to przypadek (w psychologii ryzyko, że taki wynik wyszedł przypadkowo jest niestety spore, bo wynosi aż 5%), to możemy wysnuć wniosek, że coś jest na rzeczy. Choć warto pamiętać, że statystycznie, czyli nie jest tak, że każda osoba z grupy wytatuowanych to będzie ta, która doświadczyła traumy albo która ma cechy, które po prostu częściej w grupie wytatuowanych występują. No ale dosyć tej lekcji statystyki. Wracajmy do traum!

Moment przejścia

Naukowcy spekulują, że tatuaż może mieć symboliczną wartość odzyskania swojego ciała po tym gdy było się np. maltretowanym. Ta “bolesna procedura i trwałe naznaczenie” ma spełniać ważną rolę w procesie rekonwalescencji u kobiet i mieć charakter samouzdrawiający. Jakbyście chcieli poszukać czegoś więcej w tym temacie to pisze o tym niejaki Atkinson (2002). Ale zanim uwierzycie w tę teorię poczytajcie najpierw skrupulatnie na podstawie jakich badań powstała i czy rzeczywiście dowiedziono, że taki efekt zachodzi. Zakładam, że może – wszak rytuały mają dla nas ważną moc.

Tatuaże a rozładowywanie napięcia i okaleczanie się

W wielu badaniach wzięto za pewnik, że tatuowanie się jest tożsame z okaleczaniem się. Takie połączenie wydaje się bardzo proste, gdy w grę wchodzą igły, krew i ból. Jednak czy gdy idę na operację i wiem, że potem będzie mnie długo bolała noga i będę niesprawna przez jakiś czas zanim dojdę do zdrowia, to robię to dla perwersyjnej potrzeby poczucia tego bólu? Czy po prostu się na niego godzę, bo wiem, że tam gdzieś z przodu czeka nagroda? Lepiej funkcjonująca noga albo piękny wzór na ciele? Boję się igieł i podczas pierwszego tatuażu zemdlałam (skręcając sobie przy tym kostkę! Believe me or not!). Ale dziś już nawet nie pamiętam jak to było odczuwać ten ból. A tatuaż mam i cieszę się z niego. Stał się częścią mnie.

Jednak to tylko mój przypadek, nie? A może ściemniam 😉 Może jestem uzależniona od bólu, przecież biegałam ultra. Jednak również nie wszyscy naukowcy godzą się by stawiać znak równości między okaleczaniem się a ozdabianiem ciała. Pokazują oni, że motywacje są inne. Ani zmniejszanie napięcia poprzez ból, przekierowanie uwagi na ból fizyczny, gdy nie może się znieść psychicznego, ani potrzeba ukarania samego siebie, o których się mówi gdy ktoś np. nacina swoją skórę, wyrywa włosy, utrudnia gojenie ran – żadna z tych rzeczy nie jest wybierana z powodów estetycznych. No, chyba że wytnie się jakiś wzór, który ma pozostać w postaci blizny (skaryfikacja) ale to już inna bajka. 

Swoją drogą – jak się okazuje jednym z częstszych pytań do wujka Google jest to “gdzie tatuaż boli najmniej” (no chyba, że pytają po to żeby unikać tych miejsc 😉 ).

Tatuaż a stosunek do własnego ciała

Naukowcy stwierdzili również, że osoby, które uważają siebie za wyjątkowo brzydkie rzadziej się tatuują, a te, które już mają tatuaż deklarują, że żywią bardziej pozytywne uczucia względem własnego ciała. Faceci z tatuażami oceniali się jako bardziej atrakcyjni niż ci bez tatuażu. Z kolei pacjenci psychiatryczni, którzy się okaleczali, mieli bardziej negatywne odczucia względem własnego ciała. I jak słusznie w moim odczuciu zauważają badacze – te rzeczy mogą jednak świadczyć, że tatuowanie się nie jest równoznaczne z samookaleczaniem. Te spory jednak nie zostały rozstrzygnięte na gruncie naukowym. Badań na rzecz takich czy innych tez znajdziemy krocie. Wszystko zależy od założeń, definicji, podejścia badaczy. Wiem, to nie jest sexy. Fajniej mieć klarowną odpowiedź.

Tym, którzy mówią o okaleczaniu się poprzez tatuowanie warto zwrócić uwagę, że wiele zabiegów mających na celu upiększanie swojego ciała jest bolesnych (ile to ja razy słyszałam – chcesz być piękna – musisz cierpieć). Dla mnie akt tatuowania był nieprzyjemny, bolesny i męczący. Nie czerpałam z tego żadnej ekstazy, nie potrzebowałam dziergać się igłą żeby poczuć, że żyję. Choć wiem, że dla niektórych to silne i upragnione doznanie emocjonalne. Podobnie jak dla mnie było przebiegnięcie 100 kilometrów z poobcieranymi nogami, w odwodnieniu. Niektórzy lubią “złomotać się na treningu”. I w różnych badaniach na ten temat naukowcy spekulują, że może chodzić właśnie o przezwyciężanie własnych ograniczeń i że może to wynikać z tendencji autoagresywnych albo… jak tłumaczą to inni – z twardości i odwagi. Język jest giętki. 

Fot. Taco Fleur

W różnych tekstach naukowych na temat tatuażu natknęłam się też na stwierdzenie, że tatuaż jest praktyką ryzykowną. Bo można się czymś zakazić. Byłam w dwóch salonach tatuażu. I w o wielu więcej gabinetach lekarskich, punktach poboru krwi itd. Nawet jeśli tatuażysta wypala więcej fajek w ciągu godziny niż przeciętny lekarz, to nie są miejsca, w których ktoś częstuje Cię łykiem wódy i daje do zagryzienia patyk, gdy będzie dziarał Twoje plecy dłutem (którym przed chwilą tatuował kogoś innego), waląc tę samą wódę z gwinta. Salony tatuażu to profesjonalne miejsca, w których ludzie używają rękawiczek jednorazowych, czyszczą narzędzia, pilnują higieny. Czy nie tak samo możesz się czymś zarazić u kosmetyczki?

Kto się tatuuje czyli tatuaż a osobowość

Jednym z najpopularniejszych tematów poza motywacjami jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: kim są ci, którzy się tatuują?

Stwierdzono na przykład, że mają większą skłonność do podejmowania ryzyka i korzystania z używek i są mniej konformistyczni czyli mniej dopasowujący się. Podobno dziarający się faceci palą więcej fajek i mają większą liczbę partnerek seksualnych (czyżby ornament działał?). Kobiety z tatuażami to też niezłe ziółka. Jest większe prawdopodobieństwo, że skubną coś w sklepie (crime!), paliły trawkę i im smakowała, oraz że będą bardziej swobodne seksualnie

Fot. StockSnap

No i zapowiadało się tak dobrze, a znowu muszę Was zmartwić, że rzeczywistość nie jest aż taka sexy. Lubimy klasyfikacje i upraszczanie, nie wymyśliliśmy sobie stereotypów po złości tylko po to by szybko móc oceniać zdarzenia, sytuacje i ludzi. Ale jeśli widząc dziewczynę z tatuażem zacierasz łapki na szybki seks albo chcesz kupić od niej trochę trawki, to możesz się grubo pomylić. Albo np. oberwać w pysk, bo ma przecież większą skłonność do podejmowania ryzyka 😉 

Żeby w pełni zrozumieć te badania i uznać czy warto się na nich opierać trzeba by przede wszystkim dowiedzieć się na kim zostały zrobione, czy na grupie ogólnej posiadającej tatuaże, czy np. na stałych bywalcach salonów tatuaży (i np. czy teraz czy 20-30 lat temu). Bo to trochę jak wyciągać wnioski na temat pijących alkohol ogółem na podstawie badań na stałych bywalcach baru. Warto też pamiętać, że badania kwestionariuszowe, w których ktoś sam opowiada o sobie są bardzo wrażliwe na wiele czynników. Między innymi sugestie dotyczące samego badania. Wytatuowani studenci mogą uważać się za odważniejszych, bardziej kreatywnych i artystycznych, czy częściej ryzykujących. Ale czy na pewno tacy są? Jakie skojarzenia czy nastrój wzbudzono u nich podczas badania lub przed nim? 

Wizerunek człowieka z tatuażem

W jednym badaniu uczeni poprosili by badani ocenili awatary – wygenerowane postaci pod względem różnych cech. Część z tych awatarów miała tatuaże i, jak się okazało, były one oceniane jako bardziej poszukujące wrażeń lub przygód, mające w przeszłości więcej partnerów seksualnych i jako mniej zahamowane w porównaniu z tymi bez tatuaży. Szczególnie silnie dotyczyło to męskich postaci. Cóż – to pokazuje przynajmniej jaki mamy wizerunek osób z tatuażami. I warto mieć w pamięci, że skoro mamy taki obraz, to on na nas wpływa. I nie tylko przypisujemy innym takie cechy, lecz także mając tatuaże możemy tak o sobie myśleć, gdy wypełniamy kwestionariusze. Nawet jeśli ma to niewiele wspólnego z prawdą i jesteśmy tylko pretendentami do takiej osobowości. A może dla niektórych uchodzenie za osobę z takimi cechami może być motywacją do tatuowania się

Niewątpliwie, niezależnie od wszystkiego – od rzeczywistych cech osób, które się tatuują, wciąż istnieje uprzedzenie do tej formy zdobienia ciała, a osoby z tatuażem budzą szereg stereotypowych skojarzeń. Krzywe spojrzenia przy zatrudnianiu czy potem w pracy, w szkole, czy przypisywanie osobom z tatuażami pewnych cech jest faktem. I niezależnie jakie są tego powody – niewiele z tym możemy zrobić, bo ludzie myślą sobie różne rzeczy, nawet jeśli czują, że niepoprawnie jest o tym mówić. Możemy się tym tylko nie przejmować i darować sobie pracę w miejscu, w którym pracodawcę swędzi, że mamy rysunek na ciele. I poczekać, bo wiele dawniej kontrowersyjnych rzeczy stało się w końcu normą. 

A mama? Cóż. Kocha, więc w końcu się pogodzi z Twoimi różami wśród rewolwerów. Moja już się przyzwyczaiła.

Fot. Michał Krzywonos / Reconmedia

6 komentarzy to “Co psychologia mówi o tatuażach?

  • “te dziaranie to taka fanaberia” , “błędy młodości” albo moje ulubione “No ty chyba nie masz na co kasy wydawać!” 😀

    W tym tygodniu zapisuje się na nowe dzieła <3

  • 2-3 tatuaże już nikogo nie dziwią i jest OK, ale potrafi to być nałóg jak każdy inny w pewnym momencie brakuje skóry i zaczyna się problem. Jest chęć dalszego tatuowania i co teraz… Osobiście uważam że po przekroczeniu granicy zdrowego rozsądku jest to problem psychiczny jak każdy inny.
    W każdym micie jest ziarno prawdy, im więcej tatuaży tym częściej problemy z prawem, znalezieniem pracy na stałe itp… Cech charakteru się nie wybiera.

    • Z całym szacunkiem, ale w praktyce mamy kierować się badaniami a nie “pana zdaniem”. Nie znam żadnych badań naukowych dowodzących zwiazku liczby tatuaży z problemami z prawem. Pańskie “ziarno prawdy” to istnienie tatuaży więziennych, które jednak dość łatwo rozpoznać (bo w więzieniu profesjonalnego studio nie mają). Sęk w tym, ze istnieją też tatuaże plemienne, czy religijne (de facto równie w chrześcijaństwie).

  • Jak ktoś to lubi i robi, to zawsze znajdzie tysiąc powodów do pochwały. Każdy negatyw obróci w pozytyw. A mnie to po prostu brzydzi….i z czasem myślę czemu przeszkadzają mi pękające naczynka na nogach kiedy inne kobiety kreski i numerki na nogach dziarają. I jeszcze jedno: tak ciało się starzeje, ale kiedy dodatkowo je oszpecamy, to jeszcze gorzej

    • Jak ktoś tego nie lubi, to zawsze znajdzie tysiąc powodów do krytyki. Każdy pozytyw obróci w negatyw. (par. Mika 02.2022) Argument przez parafrazę, jeden z moich ulubionych, choć rzadko możliwy. Większość przypadków, kiedy czytam jak ktoś krytykuje coś co go nie dotyczy argumenty są naciągane, tylko po to, żeby racjonalizować jakąś swoją niechęć. Połowa Pani komentarza to brak akceptacji do naturalnych procesów w ciele. Końcówka jest argumentem czysto subiektywnym, w dodatku to argument erystyczny przez ukryte petitio principi, bo dyskusja nad nim wymaga przyjęcia, że ma Pani rację co do tego, że tatuaż oszpeca. Nikt nie wymaga od Pani, żeby się Pani tatuowała, ale to Pani osobista preferencja estetyczna. No ja nie lubię długich włosów, bo mi się skalp poci… to nijak się ma o tego co psychologia mówi o długich włosach

    • Jeśli ktoś to lubi, to ma taki sam problem z uzależnieniem, jak przy paleniu papierosów czy piciu alkoholu, czyli sztuczna stymulacja produkcji endorfin. Dla mnie to ewidentnie problem psychiczny, podbudowany chęcią zwrócenia na siebie uwagi, przy zbyt ubogej osobowości. “Świat mnie nie zauważa? Ok, walnę sobie dziarę i mnie zobaczą 💪”. Niestety za miesiąc to się znudzi i ponownie taka osoba stanie się nudna dla świata, więc będzie trzeba powtórzyć to ponownie… aż do momentu gdy zabraknie miejsca. Wszystko zależy od tego, jakimi gospodarzami swojego życia jesteśmy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *