Z rodziną było wszystko okej

“Nieeee, z moją rodziną było wszystko ok. Żadnego alkoholizmu, bicia, rodzice nigdy nie krzyczeli ani na nas, ani na siebie. Zawsze rozmawiali spokojnie”. Tylko ojciec zawsze spał osobno, nigdy mamy nie przytulał i nie całował, a słowa pochwały były tylko od święta i wymuszone. Rodzina dysfunkcyjna ma wiele obliczy.

Rodzina dysfunkcyjna to taka, która nie zaspokajała potrzeb emocjonalnych dziecka. Z której wyrastają smutni, nieszczęśliwi dorośli. Albo tacy, którzy wiecznie uciekają od problemów udając, że ich nie mają. Kobiety, kochające za bardzo, mężczyźni rzucający się w wir pracy bez opamiętania, lub ledwie dostrzegający świat poza swoim hobby. Ludzie nie potrafiący okazywać uczuć, dla których jedynym sposobem powiedzenia: “Zależy mi na Tobie, kochanie” jest umycie żonie samochodu. A to i tak piękny gest, na który takim dorosłym może być ciężko się zdobyć.

Nie tylko alkohol

Łatwo wskazać palcem rodziny, w których był problem uzależnienia od alkoholu. Ale to jest wręcz prostacko łatwe. A przecież tak wiele jest rodzin, w których niby wszystko było poprawnie… Tymczasem chłód emocjonalny, z jakim mogą się spotkać dzieci od takich “poprawnych” rodziców, może uczynić tyle samo krzywdy, co pijący i bijący ojciec. Rodzina dysfunkcyjna ma wiele obliczy. Oprócz takich oczywistości jak alkoholizm, narkomania czy patologie seksualne, mieści się tu na przykład również pracoholizm. No ale jakże to tak? Ten bohatersko zapracowany ojciec, głaskany przez społeczeństwo, że przecież robi to wszystko dla dobra rodziny, miałby robić dzieciom jakąś krzywdę tym, że zarabia na ich zabawki, wyjazdy i kursy tenisa na lodzie? Rodzina dysfunkcyjna to również taka, w której panują tak sztywne reguły, że nie ma miejsca na szczere i bliskie relacje. Niewypowiedziane napięcia między rodzicami, którzy się nie kochają, a są z sobą tylko “dla dobra dzieci”. Rodzina, w której są długie okresy “cichych dni”. Rywalizacyjna postawa rodziców względem siebie lub potomstwa (Jak masz poczuć się wartościowym mężczyzną, gdy ojciec zawsze musiał być od Ciebie lepszy, mądrzejszy, za każdym razem musiał ograć Cię w szachy czy zaznaczyć jak to lepiej zmienia dętkę w rowerze niż Ty?). Rodzina dysfunkcyjna to także taka, w której panuje chłód emocjonalny. Brak zainteresowania dziećmi lub faworyzowanie któregoś z nich. Surowość i rygorystyczność w sprawach finansowych, religijnych, seksualnych, uczuciowych, politycznych.

I zarówno pijący i bijący ojciec, jak i oschła matka, która werbalnie twierdzi, że kocha dzieci i to każde tak samo, jak i wiecznie nieobecny rodzic, fundują dziecku odrzucenie i smutną przyszłość. I o ile w przypadku bijącego i pijącego ojca można umieć nazwać swój problem, to ten drugi czy trzeci przypadek już taki prosty nie jest. Tymczasem życie z matką, która nie chwaliła, nie okazywała czułości i była zwyczajnie zimna i niezainteresowana sprawia, że dziewczynka czy chłopiec żyją w przekonaniu, że to z nimi jest coś nie tak. Uczą się, że miłość tak właśnie wygląda. Nie doznają bliskości od najważniejszych osób w swoim życiu. Więc nie potrafią tej bliskości przyjąć od nikogo, już w dorosłości, choć tak bardzo tego pragną. Jeśli czują się niekochani przez matkę lub odrzuceni przez ojca, to jak kiedykolwiek miałby pokochać ich ktoś inny?

Brudy prać tylko w domu

W identyfikacji tego problemu sprawy nie ułatwia jeszcze to, że przecież nie wolno paskudzić we własne gniazdo. Nie można uczciwie przyznać, że z rodziną jest czy było coś nie tak. “Bo tak się po prostu nie robi”. Zarówno w dzieciństwie, jak i w dorosłości należy udawać, że wszystko było ok. Między innymi właśnie stąd się bierze ta schizofrenia. Dziecko uczy się zamykać oczy, uszy, usta. I choć czuje co się dzieje, to zaprzecza swoim uczuciom.

Robin Norwood w książce “Kobiety, które kochają za bardzo” pisze:

W rodzinie dysfunkcyjnej zawsze mamy do czynienia z zaprzeczeniem rzeczywistości. Niezależnie od wagi problemów rodzina staje się dysfunkcyjna dopiero wtedy, gdy stosuje powyższy mechanizm. Ponadto, jeżeli jeden z jej członków spróbuje się wyłamać, na przykład opisując sytuację zgodnie z prawdą, pozostali na ogół będą gwałtownie protestować. Wyszydzą go, w ten sposób usiłując przywołać do porządku, a w razie niepowodzenia wykluczą “renegata” z kręgu akceptacji, miłości i wspólnych poczynań.

Uczymy się udawać, że jest inaczej niż widzimy i czujemy. Po pierwsze dlatego, żeby się chronić przed prawdą, która jest zbyt trudna. Po drugie – by nie zostać wykluczonym.

Odbieramy tę lekcję jako dzieci i zapada w nas tak głęboko, że jako dorośli nie umiemy się z tym uporać bez pomocy z zewnątrz. Bez terapii.

Nie chcąc czuć wstydu, strachu, gniewu, bezsilności, paniki, rozpaczy, litości, niechęci i wstrętu, wolimy nie czuć nic. Wolimy zanegować fakty i swoje uczucia. To taki znany sposób, który już się przecież sprawdził. W dodatku – jak wspominałam wcześniej – nie ufamy sobie. Jak ktoś nam mówił (ktoś będący wówczas dla nas autorytetem – mama, tata, brat czy siostra), że źle to widzimy, źle to odczuwamy, bo jest całkiem inaczej – dlaczego mielibyśmy uwierzyć sobie?

Doskonali aktorzy

Bierzemy ten bagaż na plecy i idziemy w świat. Wewnętrznie poranieni, ale obudowani mocną skorupą, którą tworzyliśmy przez lata. Skorupą, przez którą trudno się komukolwiek przebić. Z doskonałymi zdolnościami aktorskimi. Nie, może nie zagramy konającej żyrafy albo nawijającego slangiem gangstera. Ale doskonale wcielimy się w rolę “dobrej” żony i matki, spełniającej swoje powinności, poświęcającej swoje życie na rzecz wychowania dzieci i bycia ogromnym wsparciem i wybawicielką wiecznie zapracowanego męża. Albo racjonalnego, zawsze logicznie myślącego gościa, który nie pozwala sobie by emocje brały górę. Faceta z zasadami, który odłożył swoje marzenia, bo jest odpowiedzialnym człowiekiem i poświęca się pracy by jego rodzina miała godziwe życie. Dam Wam jeszcze jeden cytat z “Kobiet, które kochają za bardzo”:

Pracoholizm to poważne zaburzenie, jak zresztą wszystkie zachowania o charakterze natręctwa. Służy pewnemu celowi w życiu mężczyzny, prawdopodobnie chroni go przed bliskością i intymnością, której się obawia, jak również zapobiega doznawaniu nieprzyjemnych uczuć, zwłaszcza niepokoju i rozpaczy. Pracoholizm u mężczyzn, podobnie jak nadmierna miłość u kobiet, to jeden ze sposobów unikania samego siebie, częsty w rodzinach dysfunkcyjnych. Ceną za unikanie samego siebie jest życie jednowymiarowe, niepełne.

Przez lata tkwimy w tych rolach. Wrzucamy radosne, piękne fotki swojego szczęśliwego życia na Instagram. Pokazujące jak cudowne mamy hobby, jakimi jesteśmy lwicami biznesu, jakie dzielne i utalentowane. Kryjemy się za fasadą pewności siebie, siły, która jest przecież kobietą, za pięknymi rzęsami i paznokciami.

A wewnątrz, w tej skorupie będzie siedziała mała, zapłakana dziewczynka, bojąca się świata, drżąca, że sobie nie poradzi. Niekochana, zalękniona, przerażona. Nieumiejąca odpuszczać. Zmęczona wiecznym muszeniem sobie radzić. Zmęczona grą. I tym swoim wspaniałym życiem, które nie daje jej radości. Którego sama by sobie nie pozazdrościła. Maleńka eM zrozpaczona tym, że duża eM, która nosi ją w sobie, nie chce jej słuchać. Nie chce zauważyć jej potrzeb i jej łez.

Fasady do rozbiórki

Noszę tę maleńką eM w sobie od zawsze. Ale dopiero od ponad roku otwieram się na nią. Okruszek po okruszku rozkruszam swoją skorupę. Rozebrałam już fasadę wojowniczki na biegach ultra. Rozebrałam fasadę silnej kobiety, która tak doskonale potrafi kontrolować swoje ciało umysłem. Rozebrałam właśnie fasadę szczęśliwej żony mężczyzny, z którym życie jest pełne najwspanialszych przygód.

Bo wojowniczka na biegach ultra wiecznie coś goniła, ale nigdy nie doścignęła.

Bo silna kobieta od lat nienawidziła swojego ciała i po cichu walczyła z bulimią.

Bo ta żona od dawna nie czuła się kochana, a zamiast przygód wolałaby żeby mąż spojrzał jej w oczy i połaskotał po plecach.

Tata nie pije od ponad 16 lat. Ja przez ponad trzydzieści nauczyłam się:

  • doskonale okłamywać samą siebie;
  • wybierać w życiu mężczyzn, którzy nie potrafią okazywać miłości, oraz kochać ich za bardzo;
  • poświęcać się, redukować swoje potrzeby i odmawiać ich sobie, na rzecz zaspokajania potrzeb innych ludzi;
  • udawać, że dwie lampki wina prawie każdego wieczoru, to nie alkoholizm;
  • kontrolować się do bólu. I nienawidzić do jeszcze większego bólu, jeśli tę kontrolę traciłam;
  • czuć, że jestem nic niewarta, niezależnie od tego jak dużo w życiu osiągnę.

W ciągu ostatnich dwóch lat przebyłam długą drogę. Dużo pracowałam nad sobą, wiele odkryłam. Inaczej na siebie patrzę. Staram się nie okłamywać, zaspokajać swoje potrzeby, odmawiać sobie wina, jeśli czuję, że mam na nie ochotę zbyt często, nie trzymać tak w ryzach i widzieć swoją wartość. Chyba najważniejszym, co udało mi się osiągnąć to współczucie wobec siebie samej. Wobec małej eM. To ono zaczęło wszystko zmieniać. Wzięłam ją na kolana, przytuliłam i przestałam przed nią udawać. To było bardzo bolesne doświadczenie. I chyba najtrudniejsze ze wszystkich.

Ale u mnie to było właśnie takie wprost. Tata pił, więc ja jestem DDA (Dorosłym Dzieckiem Alkoholika). Trudno udawać, że nie.

Uświadomienie sobie tego, nazwanie i akceptacja, pomagają wybaczyć i spojrzeć ze współczuciem na wszystkich aktorów dawnego dramatu. Wierzę, że tylko wtedy można świadomie pójść swoją drogą. Bez okłamywania się. Bez żalu.

Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest kiepsko?

Ilekroć widzę poranionych ludzi, którzy zaprzeczają, że np. wychowali się na pustyni emocjonalnej, albo w środowisku bardziej przypominającym wojsko niż rodzinę, bardzo im współczuję. Bo być może nigdy nie pozwolą sobie tego zobaczyć. Nie zrozumieją dlaczego tak dużo pracują, dlaczego 4 z 7 dni w minionym tygodniu zakończyły się lampką wina, dlaczego znowu się przejedli, albo czemu ich wkurza, że mają takie niewdzięczne dzieci. Dlaczego nie chcą się z nikim wiązać. Albo dlaczego wciąż są z siebie niezadowoleni, mimo że wszyscy wokół pieją z zachwytu nad ich dokonaniami. Dlaczego nie pozwalają sobie na wyrażanie emocji, a nawet na ich czucie. Dlaczego wszystko musi być racjonalne i logiczne. Albo – dlaczego skoro wszystko jest takie racjonalne i logiczne i wszystko wskazuje na to, że powinno być ok, to jest cholernie daleko od ok.

Coś z tego brzmi znajomo? No to zadaj sobie pytanie czemu tak jest. Czemu to robisz. Zadaj sobie pytanie jak wyglądała relacja z Twoją mamą, z tatą, z rodzeństwem. Z mężem, żoną czy dziećmi. Przyjrzyj się odpowiedzi. Czy jest szczera?

A potem pozwól sobie poczuć emocje, które to w Tobie budzi.

Albo znowu odwróć wzrok i powiedz, że wszystko było ok.

corpse-bride-movie_73185-1920x1080

4 komentarze to “Z rodziną było wszystko okej

  • Oto moja lista:
    – ojciec pracoholik – > dzieci wychowane bez obecności i wzoru ojca, brak normalnej relacji miedzy rodzicami i brak jej wzoru, pustka emocjonalna
    – wieczne kłótnie i awantury w rodzinie -> wpływ na dzieci oczywisty, dla mnie jako empaty … z 10 razy bardziej…
    – okazywanie uczuć, a szczególnie smutku i łez, i potrzeby wsparcia traktowane jako słabość, zarówno w rodzinie, jak i w związku
    – próby znalezienia wsparcia w związku lub u innych często kończące sie słowami: weź się w graść, bądź twarda… co mnie oczywiście zamknęło w skorupę i …
    – wywołało najpierw pracoholizm, który skończył sie totalnym wypaleniem zawodowym i ponad 2 lata wracałam z powrotem do zawodu, który nawiasem mówiąc ciągle przynosi naprawdę sporo satysfakcji
    – oraz powolną depresję, czasem przejedzoną lekami, czasem przepitą alkoholem …

    Dziękuję Magda za Twój tekst, Mam nadzieję, że ze świadomością tego będzie mi łatwiej walczyć teraz o nową drogę życia.

    O brak pustyni emocjonalnej w związku i stworzenie ciepłych pełnych bliskości relacji i rodziny, w której nikt nie boi się okazywać uczuć 🙂

  • Żółwik… bardzo osobiście i odważnie. Powodzenia….

  • Nawiązując do „Brudy prać tylko w domu”: U mnie było podobnie. Ojciec zawsze rzucał, żebyśmy nie chodzili jak owce, osobno, żeby kłamać, że jest ok, a ok wcale nigdy nie było. Tylko ciągłe kłótnie, płacz matki, ja z siostrą zalęknione.

    Całym tym wpisem utożsamiam się ze swoim życiem, gdybym Cię kiedyś spotkała, na pewno przybiłabym Ci piątkę za zrobienie dobrej roboty przez napisanie go.

    Zgadzam się z tym, że wszystko to, co działo się w dzieciństwie, odzwierciedla dorosłych życie. Sama muszę się z tym zmagać każdego dnia.

    Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *