Niska samoocena czy wysoka? O podkopywaniu własnej wartości

Można ją sobie wyobrazić jako stworzonko, część naszej osobowości, która stale nam towarzyszy i przygląda się nam. Ocenia nasz wygląd, atrybuty wewnętrzne, motywacje i zachowania społeczne. Ponieważ towarzyszy nam od bardzo dawna, nasłuchała się co mówią o nas inni i dobrze to sobie zapamiętała…

Stworzonko to rozsiada się na naszym ramieniu mniej więcej w okolicach 3-4 roku życia i zbiera dane. Przygląda się naszym doświadczeniom, sukcesom i porażkom, zdobywa o nas wiedzę, słucha opinii na nasz temat, a także porównuje nas z innymi. Ocenie poddaje zarówno nasz wygląd, atrybuty wewnętrzne, motywacje i zachowania społeczne. Jeśli stworzonko to nasłuchało się rzeczy pozytywnych, przypomina nam o nich i robi nam się przyjemnie. Jeśli negatywnych, też nie trzyma języka za zębami i nawet jeśli tym razem sobie z czymś poradzimy, potrafi nam przypomnieć, że jednak zwykle, idzie nam słabiej. To stworzenie może przybierać postać Dobrej Wróżki, albo Łotra Sabotażysty.

Schizofreniczne ja

Zwykle, jeśli chcemy coś ocenić, potrzebujemy to do czegoś odnieść. Jeśli mamy stwierdzić, że coś jest dobre, to potrzebujemy wiedzieć co to znaczy, że jest nie dobre, albo kiedy spełnia warunki bycia dobrym. A zatem jak oceniamy siebie, to też sobie odnosimy nasz obraz, albo do innych ludzi, albo do wyobrażonego, wzorcowego Ja. To może być ja idealne, jakim pragnęlibyśmy być, albo ja powinnościowe, jakim czujemy, że powinniśmy być. To mogą być nasze osobiste wyobrażenia, albo przyjęte od kogoś innego, np. ważnej dla nas osoby, rówieśników, albo ogólnie, od społeczeństwa. Do tych wzorców porównujemy swoje ja realne. I w zależności jak to porównanie wypada, oceniamy siebie i doświadczamy emocji związanych z efektem tej oceny. Optymalna zbieżność między ja realnym a pozostałymi, pozwala nam poczuć się dobrze i akceptować siebie (samoocena wysoka). Doświadczamy dumy i zadowolenia. Jeśli rozbieżności między ja realnym, a idealnym albo powinnościowym są duże, te emocje ją raczej przykre i niewygodne. Gdy ja realne jest daleko od ja idealnego, odczuwamy smutek, zawód, wstyd. Koncentrujemy się na tym jak tracimy we własnych oczach (samoocena niska). A jeśli jest daleko od ja powinnościowego, czujemy strach, obawę przed karą, poczucie winy i że nie spełniamy oczekiwań. A to generuje lęk.

Jednak “wysokość” samooceny to nie jedyny jej wymiar. Istotna jest jeszcze stabilność i adekwatność. Stabilna samoocena, jak sama nazwa wskazuje, jest stała, nie fika koziołków. Niestabilna wiąże się z częstymi zmianami opinii o sobie i dużym wahaniem w poziomie aspiracji. Szukamy czegoś, co pozwoli nam poczuć się wymiataczem, fajnym gościem, a zaraz potem dowalamy sobie i myślimy o sobie źle. Adekwatna samoocena prowadzi do podejmowania się zadań, które są na miarę naszych możliwości. Nieadekwatna może być albo zawyżona albo zaniżona. W pierwszym przypadku, porywamy się z motyką na Słońce. W drugim, łapiemy się za rzeczy poniżej swoich możliwości, bo nie doceniamy swoich zdolności.

Psychologowie podkreślają, że niska i wysoka samoocena nie są swoim dokładnym przeciwieństwem, jak powszechnie się uważa. O ile wysoka samoocena jest jednoznacznie pozytywna i jasno określona, to niska, jest raczej ambiwalentna, niepewna, niespójna i niestabilna. Lepiej chyba byłoby ją nazwać “chwiejną samooceną”. Przez to bardziej podatna jest na informacje dochodzące z zewnątrz.

Wysoki i niski

Osoby o niskiej i wysokiej samoocenie mają odmienne podejście do życia w bardzo wielu aspektach. Ci “niscy”, gdy wykonają jakieś zadanie dobrze, nie mają chęci go powtarzać, bo obawiają się, że za drugim razem, jeśli się nie uda to może to obnażyć fakt, że wcześniej udało im się psim swędem. Chcą również nacieszyć się tą miłą chwilą, która podnosi ich samoocenę. Potrafią być z kolei bardzo nieustępliwi w przypadku zadań, które im nie wyszły. Powtarzać je aż do skutku. “Wysocy” przeciwnie. Dobre wykonanie zadania potwierdza ich wysoką samoocenę. Porażka jest nieprzyjemna i wolą jej unikać. Inaczej podchodzą też do porównywania się z innymi. Ci o niskiej samoocenie zwracają uwagę na swoje niedostatki, czują się gorsi. Za to często dobrze odbija się to na ich motywacji, bo wcale nie chcą być gorsi i próbują dorównać innym. Ci o wysokiej samoocenie przeceniają w takich porównaniach własne zdolności, a na innych, którzy im imponują, patrzą jak na inspirację.

Czy to może być jeszcze bardziej skomplikowane? Może. Psychika ludzka może być bardziej splątana niż kłębek wełny, którym przez sto lat bawiły się koty. Oprócz samooceny jawnej, niektórzy badacze wyróżniają również samoocenę ukrytą, której nie jesteśmy świadomi. Świadczą o niej reakcje emocjonalne. Może się ona kształtować, gdy do dziecka docierają bardzo niespójne sygnały. Z jednej strony pochwały, że jest wspaniałe i utalentowane, z drugiej, chłodne, pozbawione miłości zachowanie. I oczywiście nikt by o tym nie mówił, gdyby nie zdarzało się, że te dwie sprzeczne samooceny siedzą sobie w jednym człowieku.

Wewnętrzne pole bitewne

Samowiedza i samoocena są dwiema stronami medalu, jakim jest nasza koncepcja siebie. Ta pierwsza związana jest z pytaniem: “Kim jestem?”, a druga, ewaluatywna, mówi o tym jak się czuję z tym, kim jestem. Pierwsza jest zatem związana z poznawaniem siebie, myśleniem o sobie, w drugiej w grę wchodzą emocje. Powiązane są z nimi również dwa motywy: autowaloryzacji i autoweryfikacji. Wiąże się to z naszą potrzebą poczucia klarownej tożsamości, spójności, rozumienia swoich poczynań i formułowania przewidywań dotyczących nas samych. 

Motyw autowaloryzacji, ten emocjonalny, ma bezpośredni wpływ na samopoczucie. Związany jest z próbami podnoszenia samooceny, poszukiwaniem pozytywnych informacji o sobie, potwierdzania swojej wartości. Dążymy zatem do poszukiwania swoich plusów w różnych sytuacjach. Pragniemy by inni spostrzegali nas takimi, jakimi chcielibyśmy być.

Motyw autoweryfikacji to ten poznawczy. Stoi na straży zgodności koncepcji siebie z tym, co dzieje się w rzeczywistości. Z naszymi zachowaniami i doświadczeniami. To nasze dążenie do weryfikacji, sprawdzania czy to, co się dzieje jest zgodne z naszymi przekonaniami o sobie. “Jeśli informacje o zdolnościach i cechach mają być użyteczne, to ważne, by były prawdziwe, a sprawą drugorzędną jest to, czy są pozytywne, czy negatywne” – pisze we “Wprowadzeniu do psychologii osobowości” Piotr Oleś, profesor KUL. A zatem, poszukujemy informacji potwierdzających naszą koncepcję siebie, również tę negatywną. To ma całkiem poważne konsekwencje, bo jeśli masz o sobie kiepskie zdanie, to aktywnie poszukujesz informacji, które to potwierdzą.

Osoby, u których dominuje autowaloryzacja poszukują pochlebstw, niechętnie słuchają krytyki, raczej jej unikają. Nie są nawet do końca zainteresowane poznawaniem prawdy o sobie. Wolą myślenie magiczne i wyobraźnię. Skupiają się na swoich pozytywach. Ci, u których dominuje autoweryfikacja, bardziej zainteresowani są prawdą na swój temat. Słuchają krytyki i są gotowi ją przyjmować. Skłonni są by dostrzegać w sobie mankamenty. Jeden i drugi motyw jest przystosowawczy – pierwszy pomaga nam chronić naszą samoocenę i ją podnosić, drugi – pozostawać w kontakcie z rzeczywistością. 

Sabotaż

Zwykle motywy te współdziałają ze sobą zgodnie. Ale nie zawsze. Jeśli masz tendencję do potwierdzania negatywnej wiedzy o sobie, a jednocześnie pragniesz podnosić swoją samoocenę, robi się bałagan, ponieważ zagraża to twojemu poczuciu spójności. Taka sytuacja występuje u osób z obniżoną samooceną. Zadajemy sobie trud by podnosić nasze poczucie własnej wartości. Wygrywamy zawody, osiągamy najlepszy wynik w teście, dostajemy pracę marzeń, albo pochwałę. Świat nabiera łagodnie różowych barw, a na horyzoncie pojawia się tęcza.

Ale zaraz zaraz…

Przecież to nie współgra z naszą koncepcją siebie, bo przecież wiemy, że wcale nie jesteśmy tacy dobrzy, szybcy, wytrzymali, a nawet jeśli jesteśmy, to inni są szybsi i wytrzymalsi! Zdolniejsi! Jeśli dostałem tę pracę, to chyba dlatego, że ktoś się pomylił! Albo… wszystkich oszukałem! Motyw autoweryfikacji też bierze się do ciężkiej pracy i dąży do wyrównania, utrzymania spójnych przekonań o sobie, które są raczej negatywne. Znowu ten sabotażysta. Przez chwilę się cieszysz tym, co osiągnąłeś, żeby zaraz zinterpretować to albo jako mało istotne, albo jako chwilowe, czy niezasłużone. To te osoby, które wyglądają jakby zjadły coś nieświeżego, gdy im szczerze gratulujesz sukcesu i mówią, że “Udało się wygrać na zawodach”, a nie “Wygrałem na zawodach”. Które wyglądają jakby wstydziły się, że wygrały. Które zaraz zaczynają deprecjonować swoje osiągnięcia. A bywa nawet, że potrafią się z tego powodu… rozchorować.

Johnathan Brown i Kevin McGill przeprowadzili badania, z których wynika, że osoby o niskiej samoocenie po serii pozytywnych i nieprzewidywalnych wydarzeń częściej zapadały na infekcje, co mierzono częstością wizyt u lekarza. Badacze tłumaczą to tak, że zużywamy dużo energii na “wytłumaczenie sobie” tego, co się stało i co tak bardzo nie pasuje do naszego obrazu siebie. A to nadwyręża układ odpornościowy. 

Czy w takim razie osoby o chwiejnej czy niskiej samoocenie mają zwyczajnie przerąbane i nie pozostało im nic innego, jak tylko po cichutku rzucić się ze skały? Otóż niekoniecznie. Mogą się pocieszyć, że (jak wykazali Campbell, Chew i Scratchley) ich niska samoocena ma wartość przystosowawczą.

Adaptacja

Ale co to znaczy? Zacznijmy od tego, że według badaczy, osoby charakteryzujące się wysoką samooceną, chętnie przyjmują pozytywne informacje zwrotne, mając tendencję do ignorowania negatywnych, skłonne są przeszacowywać liczbę ludzi podzielających ich poglądy, oraz mają przekonanie o unikalności swoich zdolności. Tymczasem osoby o niskiej samoocenie są pod tym względem większymi realistami. Odznaczają się według badaczy większą reaktywnością emocjonalną, ale również plastycznością, ponieważ równie łatwo przyjmują pozytywne i negatywne informacje zwrotne, a także zarówno z jednych, jak i drugich wyciągają wnioski i zmieniają swoje zachowanie. Są w dodatku ostrożniejsze w ocenach, zarówno siebie, jak i innych, często starają się nie zwracać na siebie uwagi, ukrywać potencjalne wady. Stosują motywy ochronne.

Nadmiernie pozytywny obraz siebie (czyli przesunięty w drugą stronę, samozachwyt) nie jest z kolei adaptacyjny, ze względu na to, że prowadzi do nieadekwatnej oceny swoich możliwości, wiąże się również z egocentryzmem i marniejszym poziomem umiejętności społecznych. W prostszych słowach, jeśli popadasz w ekscytację nad swoją superwspaniałością, to wkurzasz innych, łapiesz się za zadania, do których nie masz kwalifikacji albo zdolności, przez co narażasz się na porażkę. Jednak masz jeden całkowicie realny i bijący wszystko na głowę bonus w tym, że… prawdopodobnie zupełnie się tym nie przejmiesz.

Da się coś z tym zrobić?

Da się. Skoncentruję się na samoocenie niskiej, bo jeśli masz wysoką samoocenę to nie odczuwasz dyskomfortu, a jeśli masz zbyt wysoką, to dyskomfort będą odczuwać raczej inni, a ty niekoniecznie możesz mieć chęć zrobienia czegoś z tym faktem.

Ponieważ to motyw autoweryfikacji stoi na straży kontaktu z rzeczywistością, to z nim trzeba negocjować. Wymaga to sporo pracy nad adekwatnością obrazu samego siebie i nie da się tego zrobić w trzech prostych ruchach. To długa droga i często trzeba przez nią przejść z czyjąś pomocą (bo gdybyśmy potrafili dobrze poradzić sobie z tym sami, to pewnie nie mielibyśmy takiej nieadekwatnej samooceny).

Gdy słyszysz w głowie głos Łotra Sabotażysty, który mówi ci o twojej beznadziejności, to czyj to jest głos? Skąd się wzięła ta opinia? Czy to jest naprawdę twoje zdanie o sobie, czy gdzieś to usłyszałeś i uwierzyłeś? Podobnie – gdy uważasz, że coś musisz, czy powinieneś być bardziej taki a taki, to skąd się bierze to przekonanie?

Niesiemy w sobie mnóstwo fałszywych przekonań na swój temat. Jeszcze z dzieciństwa, z domu, ze szkoły, ale i narastających później, już na tym rozbujanym, niepewnym poczuciu własnej wartości. Jeśli masz o sobie kiepskie zdanie i uważasz, że jesteś do niczego, albo że wszystko robisz źle, to pewnie z ogromną trudnością przyjdzie ci zapisanie na kartce swoich dobrych cech i mocnych stron. I najprawdopodobniej właśnie od tego powinieneś zacząć.

Nie musisz tego zrobić jednego dnia. Ta kartka może siedzieć w torebce albo być ukryta w książce, albo możesz zapisać tę treść w telefonie. Możesz do niej wracać. I zapisywać, gdy coś ci się przypomni, gdy zauważysz coś mocnego. Na początku możesz czuć się zawstydzony pisząc te dobre rzeczy o sobie. Spokojnie, pomyśl, że przeczytasz to tylko ty, a jeśli czujesz ten wstyd, to go po prostu zauważ. Zauważ, że wstydzisz się o sobie myśleć dobrze i zważ co do oznacza dla twojej samooceny. Gdy uda ci się napisać o sobie te dobre rzeczy, to pomyśl czy to są rzeczy, które cenisz w innych. Czyli, czy nadajesz wartość dobrym cechom, zdolnościom i umiejętnościom, które masz.

Spojrzenie z zewnątrz

Kolejna maleńka rzecz, którą możesz zrobić na początek, to spróbować przez chwilę popatrzeć na siebie z zewnątrz. Ocenić swoje zachowanie, coś, co zrobiłeś. Patrząc tak, jakbyś był obcą dla siebie osobą. Czy byłbyś taki krytyczny wobec niej? Czy zbeształbyś ją za to, że nie wykonała czegoś doskonale? Czy powiedziałbyś – jesteś do niczego? Czy powiedziałbyś koledze czy koleżance – nie widzę w tobie nic pozytywnego, żadnej twojej wartości czy mocnej strony? Albo: “No, masz pewne wartościowe cechy, ale dużo więcej widzę twoich słabości”?.

Możesz zapytać innych o to jak cię widzą, jakie dostrzegają w tobie dobre cechy. To też pozwala wiele zauważyć, choć pod warunkiem, że w to uwierzysz, a nie pomyślisz, że po prostu chcą być mili. No i docelowo – nie chodzi też o to żeby poszukiwać głasków u innych i zawsze, gdy masz zjazd samooceny żebrać u ludzi żeby pomogli ci ją podnieść. Finalnie chcesz żeby twoja samoocena nie była zależna od głasków, bo jak sama nazwa wskazuje, to ma być SAMO-ocena. A zatem masz jej dokonywać ty i zależy ci żeby samodzielnie umieć utrzymywać się “na powierzchni”.

Spróbuj zamiast “udało się wygrać” powiedzieć: “wygrałem”. Zamiast “udało się, bo miałem szczęście” – “zrobiłem to, bo na to zapracowałem”. Kup dużą paczkę chusteczek do nosa i pastylki na gardło, bo pewnie się od tego rozchorujesz, ale kropla drąży skałę. Samo zauważenie pewnych mechanizmów – np. szeptów Łotra Sabotażysty i choćby niewielkie zawahanie i zakwestionowanie tego, co mówi, może wywołać falę zmian.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *