Ludzie morza, ludzie gór (wersja psychologiczna)

W październiku trafiłam na felieton zatytułowany “Ludzie morza, ludzie gór”. A że napisał go socjolog dr Tomasz Sobierajski dla SENSu – gazety o psychologii, domyślałam się, że nie będzie o błocie czy leżeniu plackiem na słońcu. Nie pomyliłam się. A koncepcja wydała mi się tak mądra i prawdziwa, że muszę się nią podzielić.

Chyba od zawsze uważaliśmy się z K. za ludzi gór. Zaszczepiliśmy tym wyrażeniem wiele opowieści o rajdowcach, biegaczach z setek górskich na orientację. Nawet w naszej książce pojawił się rozdział: “Ludzie gór szukają przygód”. Rozumieliśmy to rzecz jasna w dosyć dosłowny sposób. No, może nie aż tak całkowicie łopatologiczny, bo ani z nas Yeti, ani Gąsienica Córuś Bachleda Farel, zbierający dudki na parkingu w Zakopanem.

Góry to nasza wielka miłość, miejsce, w którym wiele rzeczy się zaczęło. Moje wędrówki, bieganie, tu dojrzała moja odwaga do przełamywania trudności. Góry były w tle naszych decyzji, planów, marzeń i celów.

A tych planów i celów było wiele. Więcej i więcej. Pojawiały się przed nami jak kolejne szczyty. A kolejne musiały być przecież jeszcze wyższe, jeszcze dalej. Jedne przykrywały drugie. Zdobywaniu gór może nie być końca, bo przecież zawsze znajdą się jakieś kolejne, gdy już wdrapiemy się na wierzchołek i zobaczymy nowy horyzont.

I właśnie o tym jest felieton dr. Sobierajskiego.

Możesz kochać ciepło piasku plaży, kolekcjonować muszelki, uwielbiać skakać przez fale, a potem panierować się w piasku i razem z dzieciakami budować fosę i zamek. I wyczekiwać momentu, gdy będziesz mógł wreszcie z rozpędu w ten zamek wskoczyć. A mimo to i tak być człowiekiem gór. Bo w tym wyrażeniu kryje się podejście do życia. Sposób, w jaki przez nie idziesz, a może biegniesz. Jak odczuwasz, postrzegasz, wartościujesz i reagujesz. Kryje się w nim mentalność. Możesz więc być nim nawet wtedy, gdy w te góry nigdy nie ruszyłeś się zza biurka w pracy, zza którego w ogóle mało się ruszasz, bo przecież tu czekają na ciebie kolejne horyzonty.

Oto co dr Sobierajski, socjolog, kulturoznawca i badacz społeczny opowiada o ludziach morza i ludziach gór:

Ludzie morza kochają spokój, niespieszny czas. Lubią widzieć życie aż po horyzont. Nie lubią niespodzianek i zaskoczeń. Nawet jeśli morze-życie jest wzburzone, to mają ten komfort, że sami decydują czy zamoczą w nim stopę. Zawsze mogą wybrać pozostanie na piaszczystej, bezpiecznej plaży i obserwowanie życia z oddali. Są bardzo towarzyscy, serdeczni, spokojni. Uwielbiają długie spacery. Oni nie idą przez życie. Oni się przechadzają. Są spełnieni, syci. Mają marzenia, a nie plany. Nawet jeśli czasem zaleje ich zdradliwa fala, to szybko otrząsają się z porażki. Mają gdzie i do kogo wracać. Wystarczy im jedna rzecz, jeden sukces, który pielęgnują bardzo długo w swoich sercach i podpalają jego wyobrażenie w głowach innych na tym samym wolnym ogniu. Ich życie nigdy nie eksploduje. Nie dążą do tego, nawet ich to nie interesuje.

Są też ludzie gór, którzy nieustannie wspinają się wyżej, dalej, biegną przed siebie. Liczy się dla nich głównie to, żeby osiągnąć szczyt. A kiedy już na nim są, rozglądają się wokoło. Ale nigdy po to by kontemplować. Patrzą uważnie, bo z wierzchołka lepiej widać, co jest jeszcze do zdobycia. To ludzie, którzy nieustannie narażają się na niebezpieczeństwo spadających z góry odłamków z litej skały ludzkiej głupoty. Są samotnikami, ale mają wielki szacunek do osób, które mijają na swojej drodze. Przyciągają innych opowieściami, ale relacje z nimi wymagają wielu wyrzeczeń, które dla większości bliskich – rodziny, przyjaciół – są nie do zniesienia. Życie jest dla nich mocowaniem się z kolejnymi górami. Przynosi wiele radości, a osiągnięcie szczytu motywację do kolejnej przygody. Oni nie marzą, bo marzenia niosą w sobie coś nierealnego. Oni nieustannie planują. Potrzebują adrenaliny, masochistycznie pną się w poczuciu niepewności. Pragną szybko zrealizować to, co sobie zamierzyli.

***

Wiodłam żywot człowieka gór w pełnej krasie. Czułam, że muszę robić więcej i lepiej. Na studiach oglądałam slajdy z podróży z każdego chyba zakątka świata. I mój umysł już nie godził się na wyjazd nad morze z koleżankami, żeby jeść lody i gofry, zapijać je litrami wina i oglądać zachody słońca. Musiało być coś więcej, dalej, na końcu świata. A K. dorzucił do tego jeszcze niezbędny “inny sposób”. Czyli np. 2000 km na rowerze z przyczepką zamiast wypożyczenia samochodu (bo i tak nie było nas na to stać). Potem przyszły rajdy przygodowe i bieganie ultra, namiętne poszukiwanie czego da się zrobić jeszcze więcej, jeszcze bardziej!

W pracy też stałam się maniakiem absolutnie niegodzącym się na jako-takość. Zawsze dało się coś poprawić, zrobić lepiej, ciekawiej. Artykuły prawie nigdy nie były wystarczająco dobre. Musiałam dłużej nad nimi posiedzieć albo jak igły w stogu siana szukać tej jednej, szczególnej rzeczy, która je wyróżni.

Czy dawało mi to szczęście? Oj tak! Choć czasem nie dawałam sobie czasu by to zauważyć. Taki tryb nie pozwalał za bardzo wziąć oddechu by nacieszyć się tym, co zrobiłam. Co osiągnęłam. I właśnie by siadać na dłużej na szczytach gór i kontemplować sobie. Przyrodę, życie, szczęście.

***

Od pewnego czasu wybieram się nad morze. Nie fizycznie. To wędrówki na samotną plażę, gdzieś wewnątrz mnie. Nie wiem czy jestem człowiekiem gór, bo tak ukształtowało mnie społeczeństwo, czy to było we mnie od początku. Ale mam w sobie tę tendencję do gonienia i wspinaczki. Do odważnych kroków i podejmowania ryzyka. Do zmian. Takie życie dało mi dużo satysfakcji, choć było trudne i wiele mnie kosztowało.

Na mojej plaży wspominam różne wielkie chwile. I te krótkie momenty, gdy cieszyłam się ich zwieńczeniem. Sceny pod napisy końcowe mojego filmu. Jak siedzieliśmy razem z K. w wannie ściągając sobie z pleców plastry po 7 dniach na pustyni, po Maratonie Piasków – przygodzie naszego życia. I jak tak samo siedziałam w wannie płacząc z radości, że udało nam się pokonać Bob Graham Round – niepokonywalną pętlę. Jak oglądaliśmy zachód słońca w parku narodowym Arches w USA i rozmawialiśmy o swojej książce, do której właśnie napisaliśmy ostatni rozdział.

Oglądam sobie te wspomnienia i wącham je, jak odnalezione na strychu stare listy. Przywołuję emocje. Rozmyślam.

Podobno nie da się być i człowiekiem morza i człowiekiem gór. Plaża szybko nam się znudzi i zaczniemy wypatrywać choćby najmniejszego pagóreczka. A jak nie będzie to sami sobie usypiemy. A człowiek morza, jeśli wejdzie na szczyt to tylko po to by lepiej widzieć horyzont  i bezkres czekającego go spokoju. Będąc człowiekiem gór cierpimy, gdy musimy żyć życiem człowieka morza. Dusimy się w przewidywalności, stabilizacji, monotonii. A gdy w naszej duszy szumi morze – nie cieszy nas wspinaczka, bo jest tylko spełnieniem oczekiwań innych. Społeczeństwa. Bo przecież “powinieneś chcieć więcej od życia”.

Tak jak ludzie morza potrafią usypać sobie plażę bezpieczeństwa w każdych okolicznościach, tak ludzie gór zbudują sobie górę na najbardziej bezkresnej równinie. Morze czy góry są tylko metaforą. Są w nas. Głęboko. Na zawsze.

Dlaczego mówię o życiu człowieka gór w czasie przeszłym? Wiem, że jeszcze sporo szczytów przede mną. Obiecuję sobie jednak solennie, że będę siadać na nich na dłużej. Wyciągać termos z herbatą i cieszyć się ich zdobyciem. A potem jeździć z koleżankami na tę plażę z cysterenką wina. I cieszyć się zwyczajnymi dniami. Doceniać ich spokój i przewidywalność.

Bardzo chcę wziąć od ludzi morza i ludzi gór to, co najlepsze. Tak jakby… mieszkać na plaży tuż u podnóża strzelistych szczytów.

Czy to się uda? Powiem za jakieś 50 lat.

 

A Ty? Jakim typem jesteś?


Cały felieton dr. Sobierajskiego można przeczytać w październikowym SENSie, na str. 42. Polecam!

12 komentarzy to “Ludzie morza, ludzie gór (wersja psychologiczna)

  • Magda! Jaka Ty teraz jesteś fajna! 🙂

  • Boję się, że dr. Sobierajski nigdy nie przeżył nawet najdrobniejszego sztormu na Bałtyku, nie wspominając już o Atlantyku 🙂 Ludzie morza, to nie Ci, którzy nad morzem mieszkają, tylko Ci, którzy po morzu pływają. Przyznasz, że to dość istotna różnica.

    • Moje pierwsze skojarzenie z “ludźmi morza” to piraci z teledysku “Song of victory”. A ludzi gór też można powszechnie skojarzyć z górolami. Ale morze podczas sztormu to jednak takie trochę… góry 🙂 Wtedy oba typy byłyby takie same, nie? Koncepcja taka, jaką przedstawił dr Sobierajski bardzo mi się podoba i przemawia do mnie.

      • I morze i góry podobnie uczą pokory. Dla mnie ludzie morza to tak samo jak ludzie gór. Był kiedyś taki projekt, by Marek Kamiński, Romek Paszke i ktoś od gór wymienili się na swoje żywioły. Razem weszliby na Mt. Everest, przepłynęli przez Atlantyk i poszli na biegun. Wyzwania niby te inne, a jednak te same, bo to głównie pokora wobec żywiołu, wiedza kiedy odpuścić, a także wytrzymałość (fizyczna i na ból – w pełnej skali). Szkoda, że nie wyszło, bo mógłby bardzo ciekawy film powstać 🙂

  • Jestem chyba człowiekiem lasu 😉 Kolejny bardzo fajny tekst!

  • Ja jestem człowiekiem pół na pół 🙂

  • Tak jak Mirek pisał : ludzie morza to tutaj (wg Sobierajskiego) raczej w domyśle : ludzie plaży czy plażowicze (w realiach polskich), bo ci co pływają mogliby się za taki opis poobrażać.

    W odpowiedzi na pytanie : zdecydowanie jestem człowiekiem gór 🙂 zarażona przez rodziców w maleńkości, nawet męża w górach poznałam, ale nie tubylca tylko podobnie naznaczonego jak ja

  • Po kilku latach ścigania się, najpierw na rowerze, później biegiem (do 36 kg), zakończonego – podobnie – terapią, mam wrażenie, że najfajniej być człowiekiem gór, gdy przychodzą do nas góry, i człowiekiem morza, gdy przypływa morze. Piąć się i zdobywać, gdy szczyty kuszą, odpoczywać niewzruszenie, w sobie, gdy chęć tylko patrzenia w morze.

    Świetny blog! Dziękuję!
    Wszystkiego dobrego 🙂
    (czy naprawdę tak wiele z nas przebywa tę samą drogę – po siebie?).

  • Puszczyk
    5 lat ago

    Jesteśmy i tak po trosze ludźmi morza i ludźmi gór jednocześnie.
    W morzu lubię ciszę – jeśli nurkujesz na bezdechu (nie musi być wcale głęboko to ta cisza daje ci ogromny spokój), a w górach krajobrazy i wschody i zachody słońca 🙂

Trackbacks & Pings

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *